– Czy dobrze wszystko
zrozumiałam? Mamy stanąć naprzeciw radykałom? – zapytałam zupełnie
zdezorientowana, tuż po wyjściu z narady z Kath. Właśnie poinformowała nas o
szczegółach wczorajszego spotkania między wampirzą królową a Najstarszą. Nie
ukrywałam, że byłam przerażona, zresztą najwyraźniej nie tylko ja. Niemal każdy
łowca, który przechodził obok wydawał się przejęty tą sytuacją.
– Niestety, ale
zapewniam, że my też najchętniej zapomnielibyśmy o tym, co słyszeliśmy. – Jake
wskazał na, stojące obok, Olivie i Cass, na co ta druga skinęła głową.
– No cóż, chociaż dobrze,
że nie ma tu Lennego, bo jeszcze wpadłby w szał i urządził jakąś scenę –
rzuciła Brittany, żeby rozładować napiętą atmosferę. Jednak, było to słabe
pocieszenie, chociaż nigdy nie brakowało jej humoru, to tym razem w jej głosie
również było słychać lekkie drżenie.
– Właściwie to już wie –
powiedziała nieco obojętnie Liv, wpatrując się w smartfona. – I rzeczywiście,
wpadł w furię. – Przebiegała oczami od jednej do drugiej krawędzi ekranu, jakby
coś czytała. Jej ślepia rozszerzały się coraz bardziej z każdą następną
linijką. Po krótkiej chwili przeniosła wzrok na nas. – Pozwólcie, że nie będę
wam cytować tego co napisał. Jest wściekły jak nigdy.
– Chyba jak wszyscy tutaj
– westchnął głęboko, poirytowany Collins. – Przecież nie mamy szans z
radykałami, choćby nie wiem, ile nas było. Są zbyt silni i do tego ich metody
działań. Jak wypowiemy im wojnę to, nawet pacyfiści nam pomogą. Bez urazy
Olive, ale twoja matka mogła wybrać lepiej.
– Tak ci się tylko
wydaje. – Drake podeszła bliżej chłopaka, wpatrując się w niego prowokująco. –
Myślisz, że było jakieś inne wyjście? Mamy stać z założonymi rękami i nic nie
robić? Oni już teraz nas nie oszczędzają. – Nastolatka przeczesała nerwowo
włosy do tyłu. – Uwierz mi, że sama jakoś bardzo nie uwielbiam mojej matki, ale
z tym się zgodzę. Musimy z nimi walczyć, inaczej nikt ich nie powstrzyma.
– No właśnie, MY. – Jake
popatrzył na nas niepewnie, tak jakby szukał poparcia. – Właściwie to oni
walczą o władzę, i co nam do tego, to ich problem. Założę się, że Jimenez zrobi
wszystko by utrzymać Empire. Hunter przy niej to tylko błazen, który chce, żeby
świat o nim usłyszał. Prędzej czy później pacyfiści zajmą tą zgrają
psychopatów.
– Czy ty się słyszysz
Collins? – mówiła O., nie wierząc w to, co wygłosił jej przyjaciel. – Czyli
twoim zdaniem mamy czekać na to, aż Dwight przejmie władzę i wprowadzi swoje
sadystyczne rządy? – Zmarszczyła brwi. – Świetny pomysł, zawsze wiedziałam, że
coś z tobą nie tak, ale teraz to już przeszedłeś samego siebie. – Zaśmiała się
kpiąco. – Co do twojego pomysłu, to obawiam się, że wtedy już nic nie zrobimy,
bo albo będziemy siedzieć w klatkach, czekając na to, aż ktoś łaskawie upuści z
nas krew, albo będziemy ich niewolnikami – wyrzuciła na jednym wdechu.
– Skąd niby…
– Nie chcę się wtrącać w
waszą dyskusję – przerwałam wypowiedź Jake’a, na co zarówno on, jak i
Liv, popatrzyli na mnie dziwnie. – Myślę, że obydwoje macie dużo racji, ale
skoro Jimenez tak zależy na Empire, to dlaczego jeszcze nic nie zrobiła. Z
tego, co od was słyszałam to nie od dziś radykałowie są problemem – dodałam
niezbyt przekonana. Chciałam nieco uspokoić atmosferę między nimi, szybko
jednak stwierdziłam, że to nie był najlepszy pomysł. Ich kłótnie, ich problem,
lecz tym razem naprawdę poważny problem.
– Widzisz Collins, nawet
ona to rozumie. Wampirom nigdy nie można ufać. – Podsumowała znudzona Olive,
która pokiwała z satysfakcją, że jednak to ona znalazła sojusznika w tej
bitwie.
– Serio, Gloria? Serio? –
Jake spojrzał na mnie wymownie. – Dobij mnie.
Nie zaskoczyła mnie ta reakcja, ponieważ
nie pierwszy raz byłam świadkiem ich wymiany zdań. Zawsze obydwie stronny biorą
sobie za niemal za punkt honoru wygraną w tych konfrontacjach, czegokolwiek by
nie dotyczyła. Brakowało jeszcze tylko jednej osoby. Właściwie to już
widziałam, jak Cassie otwierała usta, które wcześniej szerzyły się w szerokim
uśmiechu, żeby skomentować jakoś to zajście, ale najpierw wszyscy usłyszeli
dźwięk wibracji telefonu, trzymanego przez Olive. Dziewczyna szybko zerknęła na
ekran, po czym przez jej twarz przemknął prawie niezauważalny cień szczerej
radości. Dosłownie przez sekundę, tak jakby wiedziała, że to ona i że nikt nie
może przypadkiem zobaczyć jej innej maski. A tylko tę co zazwyczaj. Natychmiast
przybrała lekceważącą pozę i zwróciła się do nas:
– Cóż, mam ważniejsze
sprawy niż udowadnianie wam swoich racji, zwłaszcza tobie Collins. – Wyminęła
nas niespiesznym krokiem i odwróciła się jeszcze na chwilę – gdyby ktoś pytał,
wszyłam się przewietrzyć. – Po tych słowach popędziła prosto do wyjścia.
– Tss, a ją, gdzie
wywiało? – zapytała Brittany, jakby nie zarejestrowała tego co się wydarzyło.
– Właściwie to nie wiem,
ale mam swoje przypuszczenia – powiedział Jake z nutą tajemniczości.
***
Ulice przysłaniała gęsta
mgła, a ze studzienek, prosto na nasze twarze, buchały kłęby nieprzyjemnego
dymu, który jeszcze bardziej zagęszczał powietrze. Przez ten obraz nie
przebijało się nic więcej poza pojedynczymi krzykami dręczonych ofiar i
śmiechami wampirów, czekających w ciemnościach na kolejnych nieszczęśników.
Przyznam, że nie było to dla mnie nic nadzwyczajnego, dlatego też
nieszczególnie wytężałem swój słuch. Nic nie mogło mi zagrozić ani mnie
zaskoczyć. Każdy doskonale wiedział kim jestem i że lepiej nie wchodzić mi w
drogę. Była to po prostu niczym niewyróżniająca się nowojorska noc, która
dopiero miała się zacząć.
– Jeśli Dwight naprawdę
to zrobi to będzie…– Julio szukał odpowiedniego słowa, w jego głosie wyraźnie
wyczuwałem przerażenie. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy jak żałośnie
brzmiał.
– Rozpęta się piekło –
podrzuciłem szybko, po czym westchnąłem nieco znudzony.
– Po tym, nie dadzą nam
spokoju – stwierdził sucho – zacznie się wojna.
– Przecież od początku
tego chciał. To naprawdę cię dziwi? Dwight nie pragnie niczego bardziej niż
władzy – prychnąłem pogardliwie. Jednak siebie nie mogłem oszukać i tak
naprawdę, gdzieś głęboko w środku również czułem się zaniepokojony całą tą
sytuacją.
– Jasne. Nie sądziłem
tylko, że wszystko zacznie się w taki sposób – Rodrigez spojrzał w głąb alejki,
z której dobiegały jakieś wrzaski. – Właściwie to dziwi mnie jedna rzecz. Co na
naradzie robiła Valentina?
– Co mnie to obchodzi?
Jest jego kochanką.
– Chyba jedną z wielu…
Swoją drogą jest całkiem niezła. Sam chętnie bym się nią zajął.
– Zdecydowanie nie w moim
typie – pokręciłem głową.
– Tss, jakoś nie
protestujesz, kiedy wypijasz krew z takich lasek.
– Dobrze wiesz, że ludzie
nie mają dla mnie żadnego znaczenia pod tym względem. Poza tym… – przerwałem, ponieważ Julio nagle przystanął i złapał mnie za ramię.
– No popatrz – wtrącił –
jej się dzisiaj tu nie spodziewałem.
– Niby kogo? – Spojrzałem
na niego zdezorientowany, gdyż nie bardzo wiedziałem co ma na myśli.
Latynos jedynie kazał mi się uciszyć i wskazał na swoje ucho. Już po chwili
wsłuchiwania się w otoczenie, dobiegło mnie mnóstwo przeróżnych dźwięków. Od
tych najcichszych do najgłośniejszych, jednak moją uwagę przykuł jeden z nich.
Wyjątkowy. Znienawidzony. Były to kroki, które mogły należeć tylko do jednej osoby.
Znajdowała się zaledwie kilka metrów za nami, po przeciwległej stronie ulicy.
Musiałem to wykorzystać.
– Zapowiadają się udane
łowy – Rodrigez zacierał ręce. – Zawsze chciałem wyssać krew z tej blond suki.
– Nie dzisiaj. –
Zatrzymałem go stanowczym ruchem. – Idź do Neons, dołączę do ciebie później.
– Żartujesz stary? Ma
mnie ominąć najlepsze?
– Powiedzmy, że mam z nią
coś do załatwienia na osobności – rzuciłem zniecierpliwiony, nie chciałem, żeby wampir wnikał w szczegóły.
– Jak sobie życzysz.
Zostałem sam. Zamierzałem
czekać, aż dziewczyna znajdzie się bliżej, a potem obserwować, gdzie idzie i
być może wydusić z niej jakieś informacje. Właściwie chętnie zobaczyłbym jak
Julio się nad nią pastwi, ale musiałem zacząć realizować zadanie, które otrzymałem
od Dwighta. Szczerze, nie byłem zadowolony, gdy wuj mi je zlecił, ale nie
miałem innego wyboru. Najchętniej omijałbym tę blond żmiję szerokim łukiem,
niestety zawsze wychodziło tak, że nasze drogi się krzyżowały. Zapewne teraz
będą schodzić się jeszcze częściej. Na moje nieszczęście…
Niezmiennie słuchałem
przybliżających się kroków i byłem pewien, że za chwilę za nią wyruszę, gdyby w
moje uszy nie wpadły inne dźwięki. W zasadzie było to niczego nie
przypominające dudnienie butów, gdzieś za najbliższym zakrętem. Całej grupy
ciężkich męskich butów, których nie znałem. Wydawało mi się, że to nic
nadzwyczajnego, być może to tylko grupa przyjezdnych wampirów albo ludzi. Lecz
im dłużej się im przysłuchiwałem, tym bardziej upewniałem się, że coś tu nie pasuje.
Żadnego bicia serca, żadnych rozmów czy śmiechów. Kimkolwiek byli ci mężczyźni,
to na pewno nie mieli pokojowych zamiarów. Wolałem się ukryć i czekać na rozwój
wydarzeń. Niestety, to nie mogło być takie proste. Olive Drake, nienawidziłem
jej, w zasadzie była dla mnie nikim znaczącym. Umiała walczyć, nie raz się o
tym przekonałem, ale z tą grupą nie miałaby najmniejszych szans. Dla mnie
mogłaby zginąć, ale wiedziałem jedno – bez niej nie ma informacji. Czy tego
chciałem czy nie, musiałem jej pomóc. W wampirzym tempie przemieściłem się na
drugą stronę ulicy i ukryłem w zaciemnionej wąskiej alejce. Kiedy łowczyni
znalazła się przy zwężeniu, szybko przyłożyłem jedną dłoń do jej ust, a drugą
zacisnąłem na talii. Tak wciągnąłem ją do zaułka. Oczywiście nie zaskoczyło
mnie, że przez kilka następnych sekund ta niewdzięczna żmija zacięcie się
szarpała, próbowała wyrwać się z uścisku. Przyznam, że czekałem, aż nastąpi ten
moment, ponieważ i dla mnie nie było to zbyt komfortowe położenie. Od
obejmowania wroga, wolałbym teraz siedzieć w Neons i flirtować z jakąś
długonogą seksowną wampirzycą, która zrobiłaby dla mnie wszystko, jak większość
tych pustaków. Cóż… nie liczyłem na miłość, zaspokajałem wyłącznie swoje żądze,
dlatego też niewiele mi było trzeba w tym przypadku. Niestety w tej chwili
musiałem użerać się z jakąś idiotką.
Grupa była na tyle
blisko, że Drake przestała się wyrywać, a też zaczęła nasłuchiwać tego, co się
dzieje. Przyznam, że zawsze myślałem, że nic nie jest w stanie mnie wystraszyć. Tym razem
było inaczej. Serce podeszło mi dosłownie do gardła, kiedy zobaczyłem czerwone
źrenice w oczach przechodzących mężczyzn. Te same, które nieraz widziałem u
Podziemnych – wampirzej rasy unikanej przez wszystkich. Ale to zdecydowanie nie
były te bestie, im daleko było do ludzkiej postaci, a ci faceci wyglądali jak
zwykłe wampiry, a jednak coś było z nimi nie tak, były inne…
Otoczenie ucichło, a
łowczyni bez uprzedzenia wyrwała się ze stalowego uścisku i od razu cisnęła
łokieć pod moje żebra, spychając mnie na pobliską ścianę.
– Co jest? – wycedziłem
przez zęby, wciągając powietrze. – Może mi podziękujesz?
– Chyba śnisz! –
zacisnęła jedną dłoń na mojej szyi, a drugą sięgała do pasa przy spodniach,
zapewne po kołek albo inne drewniane cholerstwo.
– Zimna suka. Jak zawsze
– wycharczałem i czekałem, aż na choćby sekundę spuści wzrok. Tak się stało. Znałem niemal każdy jej ruch na pamięć. Przez te kilka lat naszych przemiłych
spotkań nauczyłem się czego mogę się po niej spodziewać, więc niczym mnie nie
zaskoczy ani dziś, ani kiedy indziej. Szybko złapałem ją za rękę, tak by pchnąć
ją obok, na ścianę, o którą się teraz opierałem. Dziewczyna uderzyła w nią
plecami. – Zimna nudna suka – podsumowałem. Teraz to ja ją przygważdżałem.
– Lepiej być zimną suką
niż socjopatycznym mordercą – odparowała. Po czym uderzyła mnie kolanem w
krocze. Natychmiast osunąłem się na ziemię. – Chyba cię już do końca pogięło.
– Stała jedną nogą na mojej klatce piersiowej, którą przyciskała z każdym
kolejnym słowem. – Nasyłasz na mnie tych psycholi, a teraz mnie ratujesz. W co
ty pogrywasz Hunter?
– Uwierz mi, bardzo bym
chciał, żeby to byli moi ludzie i jeszcze bardziej chciałbym, żebyś zginęła,
ale zapewniam cię, że jak już do tego dojdzie, to zajmę się tym osobiście.
Będzie to dla mnie czysta przyjemność. – Pociągnąłem ją za nogę znajdującą na
podłożu i tak w mgnieniu oka dziewczyna znalazła się obok mnie.
– A może właśnie tak
sprowokowałeś to spotkanie? Po tobie wszystkiego można się spodziewać. – Nagle
przygniotła mnie swoją masą i przecisnęła kołek do miejsca, w którym znajdowało
się moje serce. Nie była to najlepsza pozycja do ataku, zresztą do obrony też…
Mogłem tylko zaryzykować.
– Skoro jesteś pewna, to
na co czekasz? – zakpiłem. – Przecież tak bardzo tego chcesz. Ilekroć się nie
spotkamy, zawsze mówisz, że mnie się pozbędziesz – przyciszyłem głos. – Teraz
masz okazję to zrobić. Nie tylko pomścisz swojego ojca, ale staniesz się
bohaterką. Czy nie tego chce Olivia Drake?
– Olive Drake –
zaakcentowała – pomści swego ojca dopiero, gdy dopadnie Dwighta Huntera. –
Nachyliła się do mojego ucha. Była naprawdę blisko, czułem lekką woń jej
perfum. Gdziekolwiek się wybierała ta blond żmija, to na pewno nie było to
polowanie na wampiry. – A ty, jesteś zaledwie pionkiem w jego żałosnej gierce,
ale nie myśl sobie, że zamierzam ci odpuścić. Pamiętaj o tym. – Zanim się podniosła, zawahała się i dodała jeszcze – dzisiaj ci
daruję, żebyśmy byli kwita. – Odrzuciła do tyłu swoje długie włosy i za chwilę
już jej nie było.
Leżałem w ciemności bez żadnych informacji i z
kolejną żałosną groźbą łowczyni na koncie. Cóż… chyba będę musiał wrócić do LA
szybciej niż myślałem. Wolę nie wchodzić w drogę Dwightowi, nie posiadając tego, czego chce. Chociaż, ciekawe jaki związek mają z nim wampiry, które dziś
widziałem. Czyżby to kolejny szalony pomysł na zdobycie władzy i zaprowadzenie
tyranii, a może w tej grze jest ktoś jeszcze…
︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻
Cześć, dla przypomnienia tytuł Zimnokrwiści nie odnosi się stricte do cech fizycznych wampirów, ale także do ogółu postaw życiowych, zachowań ludzkich (chłodu, wyrachowania, gry w relacjach międzyludzkich). Zatem tytuł ten można odczytywać nieco szerzej: zimnokrwiści – zimnokrwiste. Stąd też chociażby powyższy clip Cool girl, w którym tytułowa bohaterka, nie jest jedynie cool – fajną dziewczyną, lecz również chłodną i oschłą kobietą. Oczywiście, nie tylko panie tutaj na myśli. Mam nadzieję, że udało mi się jakoś pokazać te zachowania w samym tekście :)
xo, Rid