piątek, 27 września 2019

Rozdział 8. Zimnokrwiści* - cz. I


*Zimnokrwiści nie odnosi się stricte do cech fizycznych wampirów, ale także do ogółu postaw życiowych, zachowań ludzkich (chłodu, wyrachowania, gry w relacjach międzyludzkich). Stąd też Cool girl w znaczeniu dwoistym fajna/chłodna dziewczyna.

***
W perfekcyjnie wypolerowanym lustrze, odbijała się sylwetka czarnowłosej wampirzycy, która wyróżniała się na tle perlistych ścian, przecinanych gdzieniegdzie srebrnymi ornamentami w stylu art deco. Podłoga z kolei została przysłonięta przez piętrzące się gromady ubrań. Ich wyjątkowo wybredna właścicielka odrzucała na bok każdą kreację, której nie uważała za godną, by pokazać się w niej tego wieczoru. Ponownie weszła do swojej przestrzennej garderoby, w poszukiwaniu idealnego stroju. Z obojętnością minęła półki z poukładanymi kolorystycznie setkami par butów, biżuterią i torebkami, zatrzymała się dopiero przy rzędzie wieszaków z sukienkami.
– Tandetna, ta była w zeszłym miesiącu. – Przesunęła kolejny wieszak. – Uch! – Odskoczyła z obrzydzeniem od jednej z sukni. – Tę powinnam już dawno wyrzucić, ta ruda ździra ma taką samą.
W końcu, po kilku godzinach, znalazła dokładnie to, czego szukała. Czarna, doskonale dopasowana, sięgająca do kolan i z głębokim dekoltem, sukienka spełniała jej oczekiwania. Nie mogła wybrać inaczej. Musiała wyglądać zabójczo, zresztą jak zawsze. Wiedziała jaka jest stawka tej gry i że tylko w ten sposób może coś w niej zyskać. Swoją urodą i wdziękiem. Spojrzała na zegar w rogu, uśmiechnęła się lekko na widok godziny, którą wskazywał.
– Cóż za szkoda… – powiedziała z satysfakcją.
Miała świadomość, że się spóźni, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Właściwie była nawet zadowolona z tego faktu, bo wyznawała zasadę, że nic nie czyni bardziej efektownego wejścia niż kilkuminutowe spóźnienie. Nieśpiesznie poprawiła wcześniej zrobiony makijaż, zwłaszcza swoją ulubioną szminkę w odcieniu szkarłatu. Już prawie miała idealny kontur ust, kiedy wzdrygnęła na głośne trzaśnięcie drzwiami. Zdawała sobie sprawę co za chwilę się wydarzy, jednak mimo to nie miała ochoty w tym uczestniczyć. Zwyczajnie nie obchodziły jej rodzinne kłótnie ani problemy. W odróżnieniu od swojej starszej siostry wolała nie lamentować nad losem ich zaprzepaszczonego majątku i opinią rzekomo upadłej arystokracji. Wręcz przeciwnie, zamiast kryć się w cień, udając potulną pannę z dobrego domu, wolała dodawać tej sytuacji pikanterii. Nie miała oporu by pokazywać się na wystawnych przyjęciach w towarzystwie osób nieprzystających jej pokroju ludziom, czy to ze względu na poglądy polityczne, czy status społeczny. Nie bała się również wydawać resztek ich pieniędzy i szokować wszystkich dookoła, bo po prostu nie interesowało jej zdanie innych, że to czy tamto jej nie przystoi. Dążyła do swojego celu, który mogła osiągnąć tylko poprzez układanie się z pewną grupą ludzi i zaistnienie między nimi. To była jej szansa by zyskać jakąś znaczącą pozycję i wpływy.
Valentina Rossi, z wyuczoną do perfekcji obojętnością, zeszła po szklanych połyskujących schodach, gdy tylko napotkała spojrzenie swoich sióstr zarzuciła do tyłu czarnymi włosami i przekręciła oczyma. To, co zobaczyła nie było dla niej zaskoczeniem. Starsza bowiem – Natasha jak co wieczór zapijała swoje smutki szklanką, a może nawet kilkoma, jej ulubionego brandy. Valentina uważała, że to prędzej czy później doprowadzi to jej siostrę – pseudomoralistkę do uzależnienia, o ile już tak jest. No cóż, nikt nie jest doskonały, szkoda… Druga z nich, najmłodsza – Elizabettha zapewne wróciła z kolejnej długiej imprezy, gdzie również nie brakowało alkoholu ani innych używek, zważywszy na białe ślady zarysowujące się wokół jej dziurek od nosa. Wszystko idealnie dopełniał rozmazany pod oczami tusz do rzęs. Tak bardzo przypominał, o tym, dlaczego to robi, dlaczego ucieka ze świata poukładanych panienek z dobrego domu. Czyżby tu nie pasowała? Po tym obrazku można było jednoznacznie stwierdzić, że rodzinę Rossi nie zgubił brak pieniędzy czy wielkich posiadłości, a zwyczajna anomia więzi rodzinnych.
– …za chwilę mają być twoje zaślubiny, masz wstąpić do jednego z najznamienitszych rodów arystokratycznych, mamy szansę odbić się od dna, a ty każdym takim wyjściem niszczysz opinię naszej rodziny! – wykrzykiwała rozwścieczona Natasha.
Tymczasem czarnowłosa wampirzyca chciała wymknąć się niezauważona, by nie brać udziału w tym obłudnym moralizowaniu Lizy, lecz gdy znalazła się przy drzwiach, starsza siostra odruchowo złapała ją za nadgarstek, nie dając tak szybko jej uciec.
– Zresztą, nie tylko ty to robisz – kontynuowała, obrzucając pogardliwym spojrzeniem kobietę szykującą się do wyjścia. – Znowu zamierzasz się poniżać przed tym zdrajcą? – tym razem zwróciła się do Valentiny.  
– Zajmij się lepiej swoim brandy siostro, bo niedługo będziesz odbijać się w dnie kieliszka. – Próbowała wyrwać się z uścisku. – Poza tym nie twoją sprawą jest to, co zamierzam. Przynajmniej dzięki Dwightowi będę coś znaczyć. 
– Nie rozśmieszaj mnie! On nie jest nikim więcej niż kolejnym psychopatą żądnym władzy, a ty jesteś dla niego wyłącznie panienką, której za chwilę pozbędzie się jak śmiecia. Prędzej czy później się o tym przekonasz, mogłabyś sobie odpuścić, ale ty wolisz nas poniżać. Nigdy nie zależało ci na naszej rodzinie!
– Jesteś żałosna Natasho – wyrzuciła z najszczerszą nienawiścią Valentina – przyznaj, że obawiasz się tego, że zajdę wyżej niż ty, że będę mieć wpływy o jakich nigdy nie śniłaś, a ty nadal będziesz lamentować nad straconym majątkiem, dogorywając w jakichś popłuczynach alkoholu. Uwierz mi, naprawdę nie mogę doczekać się tego widoku. – Popatrzyła przez chwilę w oczy swojej siostry, po czym wyszła z pomieszczenia, trzaskając donośnie drzwiami. Tuż po tym usłyszała tylko huk szkła rozbijanego o drewnianą płytę i słowa Tashy:
– Niech was wszystkich piekło pochłonie!

Po niecałej godzinie jazdy na południe od Nowego Jorku dotarła na miejsce. Przed wampirzycą siedzącą w szybkim sportowym aucie ukazała się ogrodzona wysokim murem rezydencja w gotyckim stylu. Powoli podjechała pod rzeźbioną bramę, przy której wartowało kilku strażników. Gdy tylko ją poznali, od razu uchylili obydwie połówki żelastwa. Na ogromnym dziedzińcu stało już kilka pojazdów, jednak to jej nie zaskoczyło. Wiedziała, że przywódca radykałów ma na głowie wiele różnych spotkań i obrad. Lecz przede wszystkim jej uwagę przykuła blondynka wychodząca bocznymi drzwiami, była prowadzona pod parasolem przez służbę. Przypuszczała, że kobieta mogła być jedną z kochanek wampira. Jednakże to jej nie przeszkadzało, rozumiała, że nie tylko ona ma chęć na miejsce obok przyszłego króla wampirów. Valentina traktowała tę sytuację wyłącznie jako kolejna grę, w której musi wyeliminować swoje przeciwniczki by dotrzeć szczyt.
Po pokonaniu imponującej kaskady schodów znalazła się przed drzwiami i jeszcze raz poprawiła swoje jedwabiste czarne włosy. Nim zdążyła dać znać o swojej obecności jeden ze służących zdążył otworzyć jej drzwi. Była tu nie pierwszy raz, ale za każdym razem po przekroczeniu progu, czuła, że to miejsce dla niej. Ogromne pokoje z marmurowymi podłogami i drewniane kucia na ścianach, bogate żyrandole i przede wszystkim przestrzeń, to było to czego potrzebowała. Mimo, że sytuacja majątkowa jej rodziny trwała już ponad dwie dekady to nadal nie mogła przyzwyczaić się do mieszkania w jednym apartamencie w SoHo ze swoimi siostrami. Normą było dla niej zmienianie posiadłości w zależności od potrzeb, pory roku czy nawet nastroju. Gdy chciała przeprowadzała się do jednego z kilku domów albo mieszkań w apartamentowcach, podobnie jak inni krewni. Jednak po długach które narobił jej ojciec, musiała sprzedać swoje majątki, lecz i to na niewiele się zdało.
Tymczasem z jednego z pomieszczeń wyszedł sam ukochany wampirzycy, jak zwykle w czarnym nielichym płaszczu. Od razu chwycił jej dłoń i ucałował ją w zmanierowany sposób. Przyciągnął kobietę bliżej i pogładził po policzku. Lecz poza zimnem pierścieni na jego palcach, w tym rodzinnego sygnetu z ozdobną literką H, nie czuła nic więcej.
– Spóźniłaś się Valentino – zaczął wampir – wszyscy czekają już w sali.
– Nie rozumiem, czy nie mieliśmy być tylko we dwoje jak zwykle?
– Dzisiaj dołączysz do narady, w końcu jesteś po naszej stronie, czyż się mylę?
– Oczywiście, że jestem z wami! – żachnęła się czarnowłosa.
Hunter chwycił ją za rękę i poprowadził wzdłuż szerokich schodów prosto do pokoju obrad. Tam przy podłużnym drewnianym stole zasiadali najbliżsi i najwierniejsi zwolennicy przywódcy radykalnej frakcji wampirów. Valentina nie ukrywała zaskoczenia, że została zaproszona do tego grona. Prawdą było to, że nie zależało jej wyłącznie na pozycji kochanki Dwighta, ale również kogoś więcej. Kogoś kto będzie mógł sprawować realną władzę. Dlatego też właściwie była zadowolona, że po tak krótkiej znajomości, dołączyła do tych ludzi. Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu wolnego miejsca, jak się okazało te nie były oczywiście przypadkowe. Każdy wampir w siedział w zależności od hierarchii, czyli im ważniejszy był tym bliżej Dwighta się znajdował. Znała większość tych twarzy i doskonale wiedziała kto jaką rolę tu odgrywa, więc szybko zrozumiała jakie zasady tu panują. Mimo to nie potrafiła unieść do góry brwi, gdy zobaczyła, że jedyne wolne krzesło znajduje się właśnie obok przywódcy, doskonale. Jak widać nie tylko ważność wampira miała tu znaczenie, ale także kaprys ich mistrza.
– Zapewne większość z was słyszała o moim spotkaniu z naszą… obłudną królową – ostatnie słowo wypowiedział przez zaciśnięte zęby, tak jakby ledwo przechodziło mu ono przez gardło – jednak nie wiecie o tym jaki układ zawarliśmy – mówił powoli tak jakby ważył każde zdanie. – W zamian za zaprzestanie walk o władzę, pacyfiści mają pomóc nam zniszczyć łowców. – Po pomieszczeniu przetoczyły się szepty, prychnięcia, a czasem nawet kpiące śmiechy, uczestnicy obrad nie kryli swojej dezaprobaty.
– Chyba na to nie przystałeś?! – krzyknął ktoś z końca sali.
– Cóż… – odchrząknął lekko – okoliczności sprawiły, że musiałem się zgodzić – Hunter wodził groźnie wzrokiem po obydwu stronach stołu. –  Zapewniam was – podniósł się z krzesła – że nie zamierzam rezygnować z walki o Empire. – Uderzył pięścią w stół, uciszając tym samym wszelkie rozmowy, a w jego oczach, zaś pojawiły się iskry prawdziwego szaleństwa, iskry, które potrafiły nieraz zapoczątkować wielki pożar.
– Będą błagać nas o litość – wysyczała Kiera Santori, jedna z najbardziej sadystycznych oprawczyń.
– Nikt nas nie powstrzyma! – rzucały kolejne głosy, brzmiące równie niebezpiecznie co ich przywódca.
– To nie wszystko co chciałem wam przekazać – stonował entuzjazm swoich zwolenników – od jednego ze swoich szpiegów, dowiedziałem się, że nie tylko my zawarliśmy sojusz z Jimenez. – Ze wściekłości zaciskał palce na szklance z czerwoną cieczą. – Wczoraj spotkała się z kobietą, której mąż zabił mojego brata, waszego prawowitego przywódcę. Przywódcę wszystkich wampirów! Jak wiecie Gabrielle Drake teraz stoi na czele łowców… – Dwight upił kilka porządnych łyków, chcąc opanować nerwy. ­– Nie wiem jeszcze, czego dokładnie dotyczyły ich rozmowy, ale przypuszczam, że nasza wielka królowa chce grać na dwa fronty. Cóż – kontynuował nader spokojnie, wpatrując się w kieliszek. – Damy jej to czego chce, niech jeszcze przez moment upaja się swoją nieskończoną władzą. – Podniósł głowę z mrożącym krew w żyłach uśmiechem. – A potem zgotujemy im wszystkim prawdziwą rzeź.

︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻

 Cześć! Na początek przepraszam, że tak długo nic się nie pojawiało, ale po prostu... wakacje, praktyki, itd... Rozdział ósmy również podzieliłam na dwie części, zrobiłam to, ponieważ, gdy publikuję na Wattpadzie, to często czytam komentarze, że rozdziały są za długie. Tak więc od tej pory każdy post powyżej pięciu stron będzie dzielony na dwie części ;) Myślicie, że to dobry pomysł, czy może jednak tutaj wolicie te dłuższe wersje? Wasze zdanie jest najważniejsze! Ponadto czekam na to, co powiecie mi o tym rozdziale :) Dobrego weekendu! 
xo, Rid

PS. W zakładce Bohaterowie pojawiły się nowe postaci, zachęcam do sprawdzenia jak wyglądają wampirzyce z dzisiejszego rozdziału!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Właśnie TWÓJ komentarz motywuje i inspiruje mnie do dalszego tworzenia! Proszę, zatem o kilka słów, to nic nie kosztuje, naprawdę. To jak, dasz się skusić?