*Zimnokrwiści nie
odnosi się stricte do cech fizycznych wampirów, ale także do ogółu
postaw życiowych, zachowań ludzkich (chłodu, wyrachowania, gry w
relacjach międzyludzkich). Stąd też Cool girl w znaczeniu dwoistym fajna/chłodna dziewczyna.
***
W perfekcyjnie
wypolerowanym lustrze, odbijała się sylwetka czarnowłosej wampirzycy, która
wyróżniała się na tle perlistych ścian, przecinanych gdzieniegdzie srebrnymi ornamentami w stylu art deco. Podłoga z kolei została przysłonięta
przez piętrzące się gromady ubrań. Ich wyjątkowo wybredna właścicielka
odrzucała na bok każdą kreację, której nie uważała za godną, by pokazać
się w niej tego wieczoru. Ponownie weszła do swojej przestrzennej garderoby, w
poszukiwaniu idealnego stroju. Z obojętnością minęła półki z
poukładanymi kolorystycznie setkami par butów, biżuterią i torebkami,
zatrzymała się dopiero przy rzędzie wieszaków z sukienkami.
– Tandetna, ta była w
zeszłym miesiącu. – Przesunęła kolejny wieszak. – Uch! – Odskoczyła z
obrzydzeniem od jednej z sukni. – Tę powinnam już dawno wyrzucić, ta ruda
ździra ma taką samą.
W końcu, po kilku godzinach, znalazła
dokładnie to, czego szukała. Czarna, doskonale dopasowana, sięgająca do kolan i
z głębokim dekoltem, sukienka spełniała jej oczekiwania. Nie mogła wybrać
inaczej. Musiała wyglądać zabójczo, zresztą jak zawsze. Wiedziała jaka jest
stawka tej gry i że tylko w ten sposób może coś w niej zyskać. Swoją urodą i
wdziękiem. Spojrzała na zegar w rogu, uśmiechnęła się lekko na widok godziny,
którą wskazywał.
– Cóż za szkoda… –
powiedziała z satysfakcją.
Miała świadomość, że się
spóźni, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Właściwie była nawet zadowolona
z tego faktu, bo wyznawała zasadę, że nic nie czyni bardziej efektownego
wejścia niż kilkuminutowe spóźnienie. Nieśpiesznie poprawiła wcześniej zrobiony
makijaż, zwłaszcza swoją ulubioną szminkę w odcieniu szkarłatu. Już prawie
miała idealny kontur ust, kiedy wzdrygnęła na głośne trzaśnięcie drzwiami. Zdawała sobie sprawę co za chwilę się
wydarzy, jednak mimo to nie miała ochoty w tym uczestniczyć. Zwyczajnie nie
obchodziły jej rodzinne kłótnie ani problemy. W odróżnieniu od swojej starszej
siostry wolała nie lamentować nad losem ich zaprzepaszczonego majątku i opinią
rzekomo upadłej arystokracji. Wręcz przeciwnie, zamiast kryć się w cień,
udając potulną pannę z dobrego domu, wolała dodawać tej sytuacji pikanterii.
Nie miała oporu by pokazywać się na wystawnych przyjęciach w towarzystwie osób
nieprzystających jej pokroju ludziom, czy to ze względu na poglądy polityczne,
czy status społeczny. Nie bała się również wydawać resztek ich pieniędzy i
szokować wszystkich dookoła, bo po prostu nie interesowało jej zdanie innych,
że to czy tamto jej nie przystoi. Dążyła do swojego celu, który mogła osiągnąć
tylko poprzez układanie się z pewną grupą ludzi i zaistnienie między nimi. To
była jej szansa by zyskać jakąś znaczącą pozycję i wpływy.
Valentina Rossi, z wyuczoną do perfekcji
obojętnością, zeszła po szklanych połyskujących schodach, gdy tylko napotkała
spojrzenie swoich sióstr zarzuciła do tyłu czarnymi włosami i przekręciła
oczyma. To, co zobaczyła nie było dla niej zaskoczeniem. Starsza bowiem –
Natasha jak co wieczór zapijała swoje smutki szklanką, a może nawet kilkoma,
jej ulubionego brandy. Valentina uważała, że to prędzej czy później doprowadzi
to jej siostrę – pseudomoralistkę do uzależnienia, o ile już tak jest. No cóż,
nikt nie jest doskonały, szkoda… Druga z nich, najmłodsza – Elizabettha
zapewne wróciła z kolejnej długiej imprezy, gdzie również nie brakowało
alkoholu ani innych używek, zważywszy na białe ślady zarysowujące się wokół jej
dziurek od nosa. Wszystko idealnie dopełniał rozmazany pod oczami tusz do rzęs.
Tak bardzo przypominał, o tym, dlaczego to robi, dlaczego ucieka ze świata
poukładanych panienek z dobrego domu. Czyżby tu nie pasowała? Po tym obrazku
można było jednoznacznie stwierdzić, że rodzinę Rossi nie zgubił brak pieniędzy
czy wielkich posiadłości, a zwyczajna anomia więzi rodzinnych.
– …za chwilę mają być
twoje zaślubiny, masz wstąpić do jednego z najznamienitszych rodów
arystokratycznych, mamy szansę odbić się od dna, a ty każdym takim wyjściem
niszczysz opinię naszej rodziny! – wykrzykiwała rozwścieczona Natasha.
Tymczasem czarnowłosa wampirzyca chciała
wymknąć się niezauważona, by nie brać udziału w tym obłudnym moralizowaniu
Lizy, lecz gdy znalazła się przy drzwiach, starsza siostra odruchowo
złapała ją za nadgarstek, nie dając tak szybko jej uciec.
– Zresztą, nie tylko ty
to robisz – kontynuowała, obrzucając pogardliwym spojrzeniem kobietę szykującą
się do wyjścia. – Znowu zamierzasz się poniżać przed tym zdrajcą? – tym razem
zwróciła się do Valentiny.
– Zajmij się lepiej swoim
brandy siostro, bo niedługo będziesz odbijać się w dnie kieliszka. – Próbowała
wyrwać się z uścisku. – Poza tym nie twoją sprawą jest to, co zamierzam.
Przynajmniej dzięki Dwightowi będę coś znaczyć.
– Nie rozśmieszaj mnie! On nie jest nikim więcej niż
kolejnym psychopatą żądnym władzy, a ty jesteś dla niego wyłącznie panienką, której
za chwilę pozbędzie się jak śmiecia. Prędzej czy później się o tym przekonasz,
mogłabyś sobie odpuścić, ale ty wolisz nas poniżać. Nigdy nie zależało ci na
naszej rodzinie!
– Jesteś żałosna Natasho
– wyrzuciła z najszczerszą nienawiścią Valentina – przyznaj, że obawiasz się
tego, że zajdę wyżej niż ty, że będę mieć wpływy o jakich nigdy nie śniłaś, a
ty nadal będziesz lamentować nad straconym majątkiem, dogorywając w jakichś
popłuczynach alkoholu. Uwierz mi, naprawdę nie mogę doczekać się tego widoku. –
Popatrzyła przez chwilę w oczy swojej siostry, po czym wyszła z pomieszczenia,
trzaskając donośnie drzwiami. Tuż po tym usłyszała tylko huk szkła rozbijanego o
drewnianą płytę i słowa Tashy:
– Niech was wszystkich
piekło pochłonie!
Po niecałej godzinie jazdy
na południe od Nowego Jorku dotarła na miejsce. Przed wampirzycą siedzącą w
szybkim sportowym aucie ukazała się ogrodzona wysokim murem rezydencja w
gotyckim stylu. Powoli podjechała pod rzeźbioną bramę, przy której wartowało
kilku strażników. Gdy tylko ją poznali, od razu uchylili obydwie połówki
żelastwa. Na ogromnym dziedzińcu stało już kilka pojazdów, jednak to jej nie
zaskoczyło. Wiedziała, że przywódca radykałów ma na głowie wiele różnych
spotkań i obrad. Lecz przede wszystkim jej uwagę przykuła blondynka wychodząca
bocznymi drzwiami, była prowadzona pod parasolem przez służbę. Przypuszczała,
że kobieta mogła być jedną z kochanek wampira. Jednakże to jej nie
przeszkadzało, rozumiała, że nie tylko ona ma chęć na miejsce obok przyszłego
króla wampirów. Valentina traktowała tę sytuację wyłącznie jako kolejna grę, w
której musi wyeliminować swoje przeciwniczki by dotrzeć szczyt.
Po pokonaniu imponującej
kaskady schodów znalazła się przed drzwiami i jeszcze raz poprawiła swoje
jedwabiste czarne włosy. Nim zdążyła dać znać o swojej obecności jeden ze
służących zdążył otworzyć jej drzwi. Była tu nie pierwszy raz, ale za każdym
razem po przekroczeniu progu, czuła, że to miejsce dla niej. Ogromne pokoje z
marmurowymi podłogami i drewniane kucia na ścianach, bogate żyrandole i przede
wszystkim przestrzeń, to było to czego potrzebowała. Mimo, że sytuacja
majątkowa jej rodziny trwała już ponad dwie dekady to nadal nie mogła
przyzwyczaić się do mieszkania w jednym apartamencie w SoHo ze swoimi
siostrami. Normą było dla niej zmienianie posiadłości w zależności od potrzeb,
pory roku czy nawet nastroju. Gdy chciała przeprowadzała się do jednego z kilku
domów albo mieszkań w apartamentowcach, podobnie jak inni krewni. Jednak po
długach które narobił jej ojciec, musiała sprzedać swoje majątki, lecz i to na
niewiele się zdało.
Tymczasem z jednego z pomieszczeń wyszedł
sam ukochany wampirzycy, jak zwykle w czarnym nielichym płaszczu. Od razu
chwycił jej dłoń i ucałował ją w zmanierowany sposób. Przyciągnął kobietę
bliżej i pogładził po policzku. Lecz poza zimnem pierścieni na jego palcach, w
tym rodzinnego sygnetu z ozdobną literką H, nie czuła nic więcej.
– Spóźniłaś się Valentino
– zaczął wampir – wszyscy czekają już w sali.
– Nie rozumiem, czy nie mieliśmy
być tylko we dwoje jak zwykle?
– Dzisiaj dołączysz do
narady, w końcu jesteś po naszej stronie, czyż się mylę?
– Oczywiście, że jestem z
wami! – żachnęła się czarnowłosa.
Hunter chwycił ją za rękę
i poprowadził wzdłuż szerokich schodów prosto do pokoju obrad. Tam przy
podłużnym drewnianym stole zasiadali najbliżsi i najwierniejsi zwolennicy
przywódcy radykalnej frakcji wampirów. Valentina nie ukrywała zaskoczenia, że
została zaproszona do tego grona. Prawdą było to, że nie zależało jej wyłącznie
na pozycji kochanki Dwighta, ale również kogoś więcej. Kogoś kto będzie mógł
sprawować realną władzę. Dlatego też właściwie była zadowolona, że po tak
krótkiej znajomości, dołączyła do tych ludzi. Rozejrzała się po pomieszczeniu w
poszukiwaniu wolnego miejsca, jak się okazało te nie były oczywiście
przypadkowe. Każdy wampir w siedział w zależności od hierarchii, czyli im
ważniejszy był tym bliżej Dwighta się znajdował. Znała większość tych twarzy i
doskonale wiedziała kto jaką rolę tu odgrywa, więc szybko zrozumiała jakie
zasady tu panują. Mimo to nie potrafiła unieść do góry brwi, gdy zobaczyła, że
jedyne wolne krzesło znajduje się właśnie obok przywódcy, doskonale. Jak
widać nie tylko ważność wampira miała tu znaczenie, ale także kaprys ich
mistrza.
–
Zapewne większość z was słyszała o moim spotkaniu z naszą… obłudną królową –
ostatnie słowo wypowiedział przez zaciśnięte zęby, tak jakby ledwo przechodziło
mu ono przez gardło – jednak nie wiecie o tym jaki układ zawarliśmy – mówił
powoli tak jakby ważył każde zdanie. – W zamian za zaprzestanie walk o władzę,
pacyfiści mają pomóc nam zniszczyć łowców. – Po pomieszczeniu przetoczyły się
szepty, prychnięcia, a czasem nawet kpiące śmiechy, uczestnicy obrad nie kryli
swojej dezaprobaty.
– Chyba na to nie
przystałeś?! – krzyknął ktoś z końca sali.
– Cóż… – odchrząknął
lekko – okoliczności sprawiły, że musiałem się zgodzić – Hunter wodził groźnie
wzrokiem po obydwu stronach stołu. –
Zapewniam was – podniósł się z krzesła – że nie zamierzam rezygnować z
walki o Empire. – Uderzył pięścią w stół, uciszając tym samym wszelkie rozmowy,
a w jego oczach, zaś pojawiły się iskry prawdziwego szaleństwa, iskry, które
potrafiły nieraz zapoczątkować wielki pożar.
– Będą błagać nas o
litość – wysyczała Kiera Santori, jedna z najbardziej sadystycznych oprawczyń.
– Nikt nas nie
powstrzyma! – rzucały kolejne głosy, brzmiące równie niebezpiecznie co ich
przywódca.
– To nie wszystko co
chciałem wam przekazać – stonował entuzjazm swoich zwolenników – od jednego ze
swoich szpiegów, dowiedziałem się, że nie tylko my zawarliśmy sojusz z Jimenez.
– Ze wściekłości zaciskał palce na szklance z czerwoną cieczą. – Wczoraj
spotkała się z kobietą, której mąż zabił mojego brata, waszego prawowitego
przywódcę. Przywódcę wszystkich wampirów! Jak wiecie Gabrielle Drake teraz stoi
na czele łowców… – Dwight upił kilka porządnych łyków, chcąc opanować nerwy. –
Nie wiem jeszcze, czego dokładnie dotyczyły ich rozmowy, ale przypuszczam, że
nasza wielka królowa chce grać na dwa fronty. Cóż – kontynuował nader
spokojnie, wpatrując się w kieliszek. – Damy jej to czego chce, niech jeszcze
przez moment upaja się swoją nieskończoną władzą. – Podniósł głowę z mrożącym
krew w żyłach uśmiechem. – A potem zgotujemy im wszystkim prawdziwą rzeź.
xo, Rid
PS. W zakładce Bohaterowie pojawiły się nowe postaci, zachęcam do sprawdzenia jak wyglądają wampirzyce z dzisiejszego rozdziału!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Właśnie TWÓJ komentarz motywuje i inspiruje mnie do dalszego tworzenia! Proszę, zatem o kilka słów, to nic nie kosztuje, naprawdę. To jak, dasz się skusić?