Staliśmy naprzeciw
wysokościowca, był zupełnie niepozorny, tak samo jak Empire. Budynki nie
wyglądały na wampirze siedliska, wyróżniały się tylko szczelnie zasłoniętymi oknami. Za dnia były raczej mniej przerażające dla
mieszkańców tego miasta, nie ze względu na to jak się prezentowały, a dlatego, że ich lokatorzy nie siali postrachu o tej porze. Sami nowojorczycy co i rusz rzucali nam przelotne
spojrzenia, zazwyczaj pełne niepokoju, jakbyśmy mieli sprowadzić na nich jakieś
kłopoty. Po części mieli rację, gdzie się nie pojawiliśmy zawsze coś się działo
i to niekoniecznie dobrego. Najważniejsze, że wiedzieli kim jesteśmy, ale nie mieli
pojęcia co naprawdę ma się dzisiaj tu wydarzyć.
– To, co winda? – rzucił żartobliwie Jake.
– Wchodzenie wprost do paszczy
lwa to raczej nie najlepszy pomysł – odezwał się nieznany mi chłopak, który był
jednym ze snajperów. – To jest nasza optymalna możliwość. – Wskazał na klatkę
schodową tuż przy ścianie drapacza, która pełniła rolę wyjścia ewakuacyjnego.
Gdy znaleźliśmy się już na
dachu, ujrzałam panoramę wieżowców, które wypełniały dokładnie każdą lukę w zabudowie Nowego Jorku. Jedne były mniejsze, inne większe, rozciągały się przez wszystkie
dzielnice, przysłaniając widok na cokolwiek innego. Wyjątek stanowiła wielka zielona plama w postaci Central Parku, będącego oddechem dla mieszanki spalin i krwi, przeżerających tutejsze powietrze do cna, tak samo jak wampiry pustoszyły ten świat.
– Samochód zwiadowczy już
podjechał! – wykrzyknął Collins zza lornetki. – Liv i Cass właśnie wysiadły.
Na wzmiankę o blondynce, w mojej głowie pojawił się obraz z poprzedniej nocy. To, co zaobserwowałam przed klubem, nurtowało mnie do teraz. Chciałam wyjść na zewnątrz, by zaczerpnąć powietrza po tańcu z Jake'em, jednak nie było mi to dane ponieważ zobaczyłam Blake’a pochylającego się nad Olive. Jej wyraz twarzy zapadł mi doskonale w pamięć, nie sądziłam, że ujrzę na niej kiedykolwiek coś pomiędzy niepokojem a strachem. Pierwszy raz widziałam ją w takim
stanie. Zawsze wyglądała na pewną siebie i odważną kobietę, której nic nie
mogło poruszyć. Tym razem było inaczej. Ona po prostu się bała, naprawdę się
bała. Nie miałam pojęcia co powiedział jej wampir, że tak nią to wstrząsnęło,
ale jak się okazało w tej rzeczywistości nie ma ludzi ze stali, mimo wszelkich starań.
Każdego da się złamać. A ja tylko się temu przyglądałam, wiedziałam, że to ich
sprawy i że Drake byłaby wściekła gdybym cokolwiek zrobiła.
Nieraz słyszałam o ich
konflikcie „na śmierć i życie”. Nie myślałam nigdy, że ktoś może się aż tak
nienawidzić, by pragnąć kogoś zabić, lecz gdy na to patrzyłam, wydawało mi się
to coraz bardziej realne, zwłaszcza w tym świecie. Przede wszystkim jednak,
zastanawiało mnie od czego to się zaczęło, co takiego zadziało się między nimi,
ich rodzinami…
– Nasza Czarna Dama też powinna
niedługo się pojawić – wyrwał mnie z zamyślenia głos Jake’a.
Spojrzałam na niego
zdezorientowana.
– Coś nie tak? – Przyjrzał mi
się podejrzliwie.
– Po prostu tylko nad czymś
się zastanawiałam, ale to nic ważnego. – Próbowałam go zbyć.
– Właśnie widzę. Dawaj, mamy
jeszcze kilka minut zanim przyjadą. – Oparł się o murek, na którym siedziałam.
– No to… – Opowiedziałam mu o Olive i moich wątpliwościach, ale nie odniosłam wrażenia, by Collins był tym szczególnie zaskoczony.
– Żadna nowość – podsumował. –
Chociaż faktycznie, jej zachowanie było nietypowe. Liv zawsze chce być twarda,
cokolwiek by się nie działo, a przed Blake’em zwłaszcza.
– Nie, żebym była wścibska,
ale właściwie o co im poszło?
– Spoko, nie jesteś –
uśmiechnął się – w ich przypadku to proste, poszło o przeszłość. Lepiej zapytaj, o to, co stało się między ich rodzinami, bo to każdy chciałby wiedzieć. Odkąd trwa ten cały konflikt, nikt
nie jest chętny o tym mówić, można powiedzieć, że to temat tabu, i dla
wampirów, i ludzi. Większość to raczej pogłoski.
– A jakieś konkrety?
– Pewne jest, że ojcowie Blake’a i Olive mieli ze sobą jakieś
interesy. Drake był Najstarszym, a Hunter miał przejąć władzę nad
wampirami. Dalej… sam nie wiem –
westchnął. – Podobno podczas jednego ze spotkań, doszło między nimi do kłótni i
w ferworze złości ojciec Liv zabił Huntera i jego żonę, a Dwight w odwecie za
swojego brata pozbył się Drake’a. Ludzie mówią, że tamta noc zapoczątkowała wszystko co dzieje się teraz. Głoszenie
przez Dwighta jego chorych ideologii, podział wampirów, ale o tym już wiesz.
– Okej, to by wiele
tłumaczyło. Ale chyba ludzie i wampiry nie walczą ze sobą od zawsze, co?
– Jasne, że nie, przynajmniej nie na taką skalę jak dziś, zawsze były jakieś pojedyncze jednostki, które miały coś nie po kolei, jednak nie były na tyle przekonujące jak Dwight, kiedy on się pojawił, bez problemu zebrał tych sadystów, a teraz terroryzuje wszystkich razem z Blake'em. Mam nadzieję, że Liv, w końcu dorwie tego socjopatę i załatwi go na dobre.
– Dlaczego tak bardzo zależy jej na zniszczeniu Blake'a, przecież to jego wuj zabił jej ojca?
– To nie takie oczywiste. Chociaż, na początku jak tylko Olive wstąpiła w szeregi łowców, jakieś trzy. – Przymrużył oczy. – Cztery lata temu, zapowiedziała, że chce dopaść tego, kto odpowiada za śmierć jej ojca. Ale było to mało prawdopodobne, bo Dwight’a nie jest łatwo znaleźć, gość wcale nie paraduje po ulicach, w świetle księżyca i nie napawa się swoją wspaniałością, jak wielu się wydaje. – Popatrzył na mnie wymownie. – Zaszył się w jakiejś cholernej fortecy, którą strzeże, chyba cała armia. Za to Blake był wszędzie. Kwestią czasu było to, kiedy połapią się kto kim jest. Nie mogła mieć samego diabła, więc szuka zemsty na jego chłopcu na posyłki.
– A ty, co myślisz o tym wszystkim? Możliwe, że jej ojciec zrobił coś takiego?
– Szczerze, nie wiem, nigdy go nie poznałem. Trudno powiedzieć kto ponosi za to winę, może on, może Hunter, a może ktoś inny...
– Dlaczego tak bardzo zależy jej na zniszczeniu Blake'a, przecież to jego wuj zabił jej ojca?
– To nie takie oczywiste. Chociaż, na początku jak tylko Olive wstąpiła w szeregi łowców, jakieś trzy. – Przymrużył oczy. – Cztery lata temu, zapowiedziała, że chce dopaść tego, kto odpowiada za śmierć jej ojca. Ale było to mało prawdopodobne, bo Dwight’a nie jest łatwo znaleźć, gość wcale nie paraduje po ulicach, w świetle księżyca i nie napawa się swoją wspaniałością, jak wielu się wydaje. – Popatrzył na mnie wymownie. – Zaszył się w jakiejś cholernej fortecy, którą strzeże, chyba cała armia. Za to Blake był wszędzie. Kwestią czasu było to, kiedy połapią się kto kim jest. Nie mogła mieć samego diabła, więc szuka zemsty na jego chłopcu na posyłki.
– A ty, co myślisz o tym wszystkim? Możliwe, że jej ojciec zrobił coś takiego?
– Szczerze, nie wiem, nigdy go nie poznałem. Trudno powiedzieć kto ponosi za to winę, może on, może Hunter, a może ktoś inny...
– Nie chcę wam przerywać pogaduszek, ale
Czarna Dama właśnie przyjechała. – Poinformował jeden ze snajperów, nachylając
się nad karabinem. – Przygotujcie się, za chwilę wszystko się zacznie.
***
Solidne czarne okulary zasłaniające pół
twarzy, kobiety idącej na przedzie kilkuosobowej grupy, odbijały srebrne kucia
ciemnych błyszczących ścian, jednego z korytarzy Empire State Building. Wszyscy
patrzyli uważnie przed siebie, mimo, że gościli tu nie raz, to bynajmniej nie
byli przekonani co do szlachetności zamiarów ich s o j u s z n i k ó w. Tuż
przed nimi ukazały się wielkie mosiężne drzwi, przy których stała dwójka
wampirów, czekająca na to by je otworzyć. Najpierw jednak podeszli do łowców,
aby dokładnie ich przeszukać i odebrać im broń, którą posiadali. Była to jedna
z najważniejszych zasad podczas spotkań z wampirzą królową, która nie tylko
chciała chronić swoje życie, lecz także mieć przewagę nad swoimi gośćmi. Gdy mężczyźni
odłożyli na bok wszystkie sztylety, noże, pistolety czy inne narzędzia,
rozchylili obydwie połowy mosiądzu. Przed oczami przybyłych pojawiła się
ogromna przestrzeń, wręcz kryjąca się pod naporem wszelkich bogactw. Począwszy
od połyskujących kryształowych żyrandoli oświetlających dziesiątki doskonałych
obrazów, w tym podobiznę samej królowej, chowających się między
przytłaczającymi ramami, przez drogie rzeźbione meble ze srebrzystymi wstawkami, aż
po taką perłę, jak stojący pośrodku podłużny stół z najszczerszego srebra. To
pomieszczenie było spełnieniem każdej zachcianki wampirzycy, która należała do
jedynych z najbardziej wpływowych osób na całym kontynencie. Wewnątrz zastali
grobową ciszę, tak jakby nikt na nich nie czekał. Dopiero po zrobieniu kilku
kroków w głąb, zobaczyli kobietę stojącą w kącie i wpatrującą się w swój
nabytek.
– Czy wspominałam, że Gwieździsta noc Van Gogha to jeden z
moich ulubionych obrazów w całej kolekcji – odezwała się nagle, zadumana Carla,
paląc w międzyczasie długiego papierosa. Nadal stała tyłem do nich. – Przypomina
mi o przeszłości, o wszystkim co kiedyś miałam, o ludziach, z którymi żyłam, o
tym, że sama byłam człowiekiem. O tym kogo straciłam – podkreśliła ostatnie
zdanie.
– Cóż… – Drake westchnęła z
nutą prawdziwego żalu. – Straciłam męża i syna, i dobrze o tym wiesz, więc jeśli
liczysz na współczucie, to na pewno go ode mnie nie otrzymasz. Nawet jeśli
zabiłam twojego męża, nie żałuję tego, mógł wybrać inaczej. Pogódź się z tym,
bo nigdy nie zmienisz przeszłości i to właśnie jej tragizm. Tragizm nas
wszystkich.
– Czyżby? – Odwróciła się do
nich ze sztucznym uśmiechem i podeszła do stołu. – Przeszłość to nie tragizm,
to dar. Gdyby nie tamte wydarzenia nie byłoby mnie tutaj, nie miałabym tego
wszystkiego, zwłaszcza mojej władzy, przed którą drżą tysiące ludzi i wampirów,
w tym wy. Dlatego tym bardziej nie szukam współczucia ani u ciebie, ani
nigdzie, nie potrzebuję go – wysyczała na końcu.
– Oczywiście, że nie. Wam
wampirom ludzkie uczucia są przecież obce. Jednak nie przyszłam tu po to, by
rozliczać się z przeszłości, a po to by zadbać o przyszłość – zadeklarowała
platynowłosa.
– Jak sobie życzysz. – Jimenez wypuściła z ust chmurę tytoniowego dymu. – Najpierw niech twoi ludzie nas opuszczą, twoje
pieski nie muszą cię zawsze pilnować.
Gabrielle skinęła głową,
pomijając ostatnią uwagę, za chwilę kobiety zostały same, zasiadając przy
dwóch przeciwległych końcach stołu.
– Zatem, czego oczekujesz od
moich wampirów? – zaczęła Carla, po czym
nalała sobie krwawej Mary i wygasiła cygaretkę.
– Doskonale widzisz co dzieje
się wokół. Słyszysz na pewno o masakrach urządzanych przez Huntera i jego
zwolenników, z dnia na dzień jest coraz gorzej. A my sami nie jesteśmy już w
stanie powstrzymywać tych sadystycznych demonstracji siły, ginie zbyt wielu
naszych. W innym razie nie przychodziłabym tutaj. To… – Zawahała się Najstarsza. – To dla nas ostateczność.
– Nic nie łączy lepiej niż
wspólny wróg – zakpiła szatynka. – Owszem, dostaniesz od nas to, czego potrzebujesz. – Zgodziła się podejrzanie szybko, łowczyni zaś była pewna, że jest w tym jakiś
haczyk. – Z największą przyjemnością pomogę ci zniszczyć frakcję radykałów.
– Zadziwiające – skwitowała Drake. – Ciekawe tylko, czy bardziej zależy ci na zniszczeniu Dwight’a,
by utrzymać siebie przy władzy, czy utrzymaniu ludzi, którzy są pożywieniem dla
twoich wampirów. Wiadomo, nie od dziś, że rasa ludzka nie jest wcale dla ciebie
tak ważna, jak im to wmawiasz.
– To prawda, zbyt długo się
znamy, żebyś w to uwierzyła. Jednak muszę przyznać się do jeszcze jednej
rzeczy, że mniej ważni są dla mnie łowcy. – Kobieta zwęziła oczy i zaczęła
powoli obracać na palcu pierścionek z brylantem, tak jakby jednocześnie chciała
zasygnalizować, że to ona ma tutaj pieniądze, a wraz z nimi władzę. – Istniejecie wyłącznie z mojej
łaski, dopóki uważam, że jesteście przydatni, w jak to mówicie? – Pociągnęła
łyk trunku z kieliszka. – A tak, w utrzymywaniu równowagi w świecie i chronieniu
ludzi. Nie jesteście niczym więcej niż akceptowalną koniecznością. – Wampirzyca przysiadła się bliżej swojej rozmówczyni i złapała ją za nadgarstek, ściskając na tyle mocno, by odciąć
krążenie w dłoni. – Radzę, więc, żebyś uważała na to, co mówisz, moja droga.
– Myślisz, że przyszłam tutaj
bez żadnego zabezpieczenia? – zaśmiała się Gabrielle. – I nie są to tylko łowcy za drzwiami, wiem, że twoi ochroniarze szybko by ich zdjęli. Wierz mi
lub nie, ale na zewnątrz, tuż za tymi zasłoniętymi oknami, kryje się kilkakroć
więcej moich ludzi, niż w całym Empire. – Przywódczyni modliła się teraz w
duchu, aby przeciwniczka nie wyczuła żadnej nuty fałszu w jej głosie.
Oczywiście, miała tam swoich żołnierzy, ale na pewno nie tak blisko i nie w
takiej liczbie. Wiedziała jednak, że bez ryzyka wyjdzie stąd z niczym. – Jedno
posunięcie za daleko, a po moim krzyku wpadną tu wszyscy, wtedy ty i twoje
pieski, będziecie błagać, nie tylko o współczucie, ale też o litość.
– Skąd mam pewność? Nie czuję
podwyższonego pulsu, zdenerwowania ani nie słyszę szybszego bicia twojego serca. Ale może po prostu jesteś tak dobrym
kłamcą? – zapytała zaciekawiona.
– Tak bardzo chcesz zobaczyć
co się stanie, czy wolisz wrócić do rozmowy? Zapewniam, jeden krzyk…
– Broń, wampiry, pieniądze? Czego
chcesz? – wyrzuciła rozwścieczona Carla.
– Twojego pozwolenia.
– Słucham dalej.
– Kończysz politykę chronienia
każdego wampira, bez względu czy jest radykałem, czy pacyfistą. Na początek
zniesiesz wszystkie strefy pokoju, w których nie można zabijać wampirów, potem zakaz
wstępu na wampirze terytoria. Musimy mieć możliwość tam wejść przez całą dobę,
nie kilka godzin jak dotychczas. Nie może być miejsca, żeby mogli się przed
nami ukryć. Twoi zwolennicy mają być karani, jeśli będą z nimi współpracować. Na
koniec, chcę, żeby każdy nasz patrol był zabezpieczany przez minimum jednego wampira od ciebie. To
wszystko, o nic więcej nie proszę.
– Więcej bym nawet nie wysłuchała.
Żądasz ode mnie bardzo wiele, moja droga. – Upiła kilka kolejnych łyków
krwistego napoju. – Mam jeden warunek. – Spojrzała Najstarszej prosto w oczy,
jakby chciała ją zahipnotyzować, ale nic takiego nie zrobiła. – Tylko jeden. N
i k t nie może dowiedzieć się o tym spotkaniu, ma to zostać wyłącznie między
nami. Jak i również to o czym rozmawiałyśmy i co ustaliłyśmy. Moi ludzie nie
będą ujawniać, że z wami pracują, tak samo i twoi. Przystaję na twoje żądania, pod
tym warunkiem.
– Nie… – Drake była zupełnie
zaskoczona, zastanawiała się co ma odpowiedzieć, czuła, że coś jest nie tak, że
cena jest zbyt mała. Ale w tej sytuacji nie miała innego wyjścia. Musiała z
tego skorzystać, cokolwiek wampirzyca planuje. Łowcy tego potrzebowali. –
Nie rozumiem, nie mam pojęcia co zamierzasz, ale wiem, że powinnam się zgodzić.
– Z n a k o m i c i e. – Kobiety podały
sobie dłonie, nie wiedziały jednak jak kosztowna okaże się wkrótce ta umowa.
***
Zaledwie kilka minut po odejściu przywódczyni łowców, mosiężne drzwi ponownie zostały otwarte. Tym razem ich próg przekroczyła niezwykle elegancka i wytworna pani, najprawdziwsza dama, na pozór z wyraźnie przyjaznym wyrazem twarzy. Jej idealnie dopasowana biała suknia zdecydowanie odznaczała się na tle czarnych ścian. Gdy weszła, od razu odsunęła ciężkie rzeźbione krzesło i na nim usiadła, po czym zapytała:
– Jak twoje interesy, Carlo?
– Od dziś tylko my rozdajemy karty w tej grze. Wszystko potoczyło się dokładnie tak jak przewidziała, Diano.
– Zatem, muszę jej to przekazać, długo czekała na te wieści. – Wampirzyca uśmiechnęła się serdecznie, jednakże nie był to zwykły uśmiech, a taki, który krył w sobie coś więcej, lecz jedynie ona wiedziała co to za tajemnica.
︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻
I jak? Mam nadzieję, że warto było czekać :)
Dobrego tygodnia!
xo, Rid
Hej! :)
OdpowiedzUsuńNiezmiernie przepraszam, że pojawienie się tutaj zajęło mi ponad miesiąc, ale praca, studia i sesja to było coś, czego nie mogłam przeskoczyć. Teraz jednak jestem i już nie zamierzam robić sobie więcej zaległości :)
Bardzo lubię postać Cassie, więc cieszą mnie jakieś wyjaśnienia związane z jej zachowaniem. Ja wciąż widzę ją jako twardą babkę, której po prostu nadarzyła się chwila słabości. Swoją drogą opowieści o przeszłości jej rodziny były bardzo wciągające i naprawdę mnie ciekawi, jak to tam było naprawdę, kto zawinił, kto wykonał pierwszy krok.
Druga część była równie urzekająca. Masz świetne opisy, które całej historii nadają jeszcze mroczniejszego charakteru <3 Już nie mogę doczekać się dalszego rozwoju opowiadania!
Pozdrawiam serdecznie, życzę dużo czasu i weny! :*
Ściskam mocno!