sobota, 16 lutego 2019

Rozdział 7. Interesy - cz. I






DWIE NOCE WCZEŚNIEJ

Echo stukających szpilek przecięło szum wiatru, który omiatał lekko dach jednego z wieżowców na obrzeżach Nowego Jorku. Tuż przy krawędzi stał wysoki, pewny siebie mężczyzna. Jego wyprostowana sylwetka z zadartą do góry głową, wyraźnie odznaczała się na tle rozświetlonej panoramy miasta, której właśnie się przyglądał. Nie było mu jednak dane rozkoszować się dłużej tym widokiem, ponieważ ktoś już na niego czekał.
– Wampirza królowa zażądała spotkania, więc nie mogłem odmówić. Zastanawiam się tylko, skąd ta nagła zmiana, Carlo?  – powiedział kpiąco. Po tym odwrócił się do kobiety, przeciągając po ziemi swoim długim płaszczem.
– Ach, mój drogi, powinieneś od dawna wiedzieć, że zmiany nie leżą w mej naturze. – Podeszła bliżej i spojrzała mu prosto w oczy. – Poza tym kim jestem, żeby cokolwiek żądać? W odróżnieniu od ciebie nie żądam, a składam propozycję.
– Zapomniałbym, przecież Carla Jimenez to wielkoduszna przywódczyni wampirów! – Rozłożył szeroko ramiona, jakby chciał ogarnąć przestrzeń wokół. – Z sercem na dłoni dla każdego. – Obchodził  ją do dookoła, by za chwilę przystanąć i wyszeptać jej coś do ucha. – Jak myślisz, ile to wszystko potrwa? Nie da się przecież całą wieczność oszukiwać własnej natury. Czuję, że niebawem nadejdzie twój wielki koniec. I wiedz, że naprawdę będzie wielki.
– I zapewne ty masz być tym, który ma mnie zastąpić – mówiła spokojnie, z wyraźnym hiszpańskim akcentem. Patrzyła przed siebie, nie zwracając uwagi na stojącego, niepokojąco blisko, bruneta.
– Wszyscy doskonale wiedzą, że miejsce, w którym zasiadasz było przeznaczone dla kogoś innego. – Odszedł kilka kroków dalej. – Mój brat był pierwszy w kolejce do władzy spośród arystokratycznych rodów, po jego śmierci mi powinno przysługiwać objęcie rządów.
– Mam nadzieję, że nigdy to się nie stanie, inaczej doprowadzisz nas do zguby – zaakcentowała ostatnie słowo, przeszywając go na wylot pogardliwym spojrzeniem. – Tak jak swojego brata. Ty sam, już dawno upadłeś.
Mężczyzna zaśmiał się głośno, pokazując, że to, co powiedziała wampirzyca nie wywarło na nim najmniejszego wrażenia.
– Bratasz się z ludźmi tak jakby byli nam równi, podczas gdy oni nieustannie nas wyżynają. A same wampiry prowadzisz do bratobójczej walki, podburzając ich przeciwko mnie i moim zwolennikom – każdy następny wyraz, wypowiadał coraz głośniej. – Jedyną osobą, która dąży do ZGUBY, JESTEŚ TY!
– Dwight, znam cię od wielu lat, ale cały czas mnie zaskakujesz – oznajmiła niemal, ze współczuciem. – Przeraża mnie kim się stałeś, do czego doprowadziła cię zazdrość. Twoja wizja świata jest mylna, szczerze pragnę ci pomóc i dlatego też jestem tutaj. Chcę, żebyśmy zawarli sojusz, który nas pojedna.
– Sojusz? – zapytał, marszcząc czoło. – Nie wiem czego ode mnie oczekujesz. Przed chwilą powiedziałaś, że zaprowadzę nas do zguby, zatem jak możesz zawierać porozumienie z kimś takim jak ja – zakpił. – Zdecyduj się, po której stronie stoisz.
– Po właściwej. Tej która daje ci szansę podnieść się z kolan. Na twoim miejscu skorzystałabym z tej możliwości, dzięki temu obydwoje sobie pomożemy.
– Tak? – Prychnął. – Obawiam się, że życie z jakimiś nędznymi ludźmi jest dla mnie mało interesującą ofertą. Zarówno ona, jak i wiele innych twoich jakże heroicznych i bezsensownych działań. – Zmierzył ją wzrokiem. – Chyba już zrozumiałaś, że poniosłaś klęskę, myślę więc, że możemy zakończyć nasze spotkanie. – Klasnął teatralnie w dłonie.
– Nie, mój drogi, jeszcze nie. – Stanęła mu na drodze, z głową zadartą do góry, chcąc pokazać, że to ona jest panią tej sytuacji.
– Myślisz, że mnie zatrzymasz? – Minął ją, uderzając w ramię.
– Ja, na pewno nie, ale to, co wiem o nocy, w którą zginął twój brat, prawdopodobnie już tak. – Uśmiechnęła się złośliwie.
– Carlo, Carlo. – Zacmokał, po czym skierował się w jej stronę. – To prawda, zmiany może nie są w twojej naturze, ale podstępy i intrygi masz we krwi – ściszył głos – ty bezwstydna szantażystko. Znamy się tyle czasu, a nadal nabieram się na twoje sztuczki. – Zmrużył lekko oczy. – Zamieniam się w słuch. Co takiego możesz wiedzieć, żeby zmusiło mnie to do dzielenia z tobą, przez następne kilka minut, przestrzeni w tej plugawej ludzkiej dzielnicy?
– Dałeś się tu dzisiaj zwabić, ale na całe szczęście twój ukochany brat był na tyle nieufny, że nawet podczas tajnych spotkań, w każdym kącie jego rezydencji kryli się szpiedzy. Jednak w tym przypadku był to jeden, bliski waszej rodzinie, wampir.
– Czyżby twój niewydarzony mąż? Któż, jak nie największy przyjaciel.
– Widział i słyszał wszystko, ale nie mógł się ujawnić. I dobrze. Bo niedługo później opowiedział mi co się wydarzyło, nie szczędził szczegółów. Doskonale wiem, jaką miałeś w tym rolę.
– I gdzie teraz jest? – wtrącił zniecierpliwiony, rozglądając się prowokująco wokół. – Ach tak, został zabity przez łowców. Posiadanie wielu ważnych informacji ma swoją cenę. I prędzej czy później ty także ją poniesiesz. – Podszedł do niej i odgarnął za ucho kosmyk jej czarnych włosów. – Ale jeszcze nie teraz, a dopiero wtedy, kiedy będziesz stąpać po gruzach swojego walącego się imperium. Zapamiętaj, będziesz ostatnim kamieniem na tej górze odpadk…
– Odpuść sobie te niczego niewarte groźby, NIE MASZ NIC. – Ścisnęła go za gardło, wystawiając za krawędź dachu, tak, żeby mógł w każdym momencie zostać zrzucony na ziemię. – Nie chciałeś po dobroci, to załatwimy to inaczej. A teraz posłuchaj mnie uważnie. Zrezygnujesz z walki o władzę, a w zamian moi ludzie pomogą twoim walczyć z łowcami, zginie każdy, który chociażby tknie jednego naszego wampira. Są wrogami i radykałów i pacyfistów, musimy ich zniszczyć. I ty będziesz za to odpowiadać, albo wszyscy dowiedzą się co wydarzyło się przed laty. – Wzmocniła uścisk – Nie. Chcesz. Tego.
– Zrobię to, ale tylko dlatego, że nie mogę cię jeszcze zabić – wysyczał. Po tym kobieta postawiła go na dachu. – Gdzie twoje pokojowe nastawienie, królowo? – zironizował.
– Wszystko ma swoją cenę, sam to powiedziałeś. Chciałeś zaprzestać bratobójczych walk, ktoś musi za to zapłacić. Tymczasem to oni nas do tego pchają. – Stwierdziła stanowczym tonem.
– I tak oto, stajesz się największą obłudnicą tego świata. Jestem potworem i wszyscy o tym wiedzą, ale ty jesteś gorsza. Udajesz niemalże świętą, chcesz by obwoływali cię wielką wampirzą matką! – Zaczął bić brawo. – Doskonałe przedstawienie, ale kim ty naprawdę jesteś?
Carla jedynie uśmiechnęła się lekko, zbywając jego pytanie.
– Ach, mój drogi, nie mogłabym zapomnieć o najważniejszym – powiedziała ostentacyjnie – pamiętaj, że ta rozmowa ma zostać między nami. – Po tych słowach omiotła go ostatnim spojrzeniem i skoczyła za krawędź budynku, znikając za czarną kurtyną nocy.

***

OBECNIE

Spałam w łóżku, kiedy obudziło mnie głośne walenie w drzwi. Przez moment wydawało mi się, że to tylko sen i mogę drzemać dalej, ale potem usłyszałam zaspany głos Cassie.
– Jest piąta rano. Normalni ludzie śpią o tej porze!
Wtedy otworzyłam oczy i zobaczyłam, że zegar stojący na szafce nocnej, faktycznie wskazywał tę godzinę. Nie ukrywam, że zdziwiła mnie wczesna pobudka, ponieważ mieliśmy mieć dzisiaj wolne, jednak jak się okazuje nasi dowódcy zaplanowali coś innego. Szkoda tylko, że wybrali sobie właśnie ten poranek, kiedy spałam ledwie dwie godziny, po późnym powrocie z klubu. No cóż, mają naprawdę świetne wyczucie czasu. A może wiedzieli o naszym wyjściu i to jakiś rodzaj kary za niesubordynację, hm… Zastanawiałam się jeszcze przez chwilę, po czym podniosłam się z materaca. 
Widziałam, że Brittany nadal śpi. Szczerze, nie miałam sumienia jej budzić, ale wiedziałam, że powinnam to zrobić. Podeszłam bliżej i szturchnęłam ją lekko w ramię.
– Cass, wstawaj – wyszeptałam, jednak dziewczyna przewróciła się tylko na drugi bok. O rany, ona naprawdę śpi jak zabita. – Wstawaj, inaczej ściągnę cię z łóżka! – zagroziłam. Jak się okazało, był to dobre posunięcie i różowowłosa uchyliła powieki, patrząc na mnie z żądzą mordu. Właściwie, chciała, żeby to tak wyglądało, ale była chyba najsympatyczniejszą osobą jaką znałam i to zupełnie nie działało.
– Aaa, muszę? – zapytała zdartym głosem.
– Tak. I nie próbuj się wywinąć, bo nie zawaham się użyć siły – mówiłam, przebierając się w międzyczasie.
– Jeszcze nie zaczęłam dnia, a ty już taka agresywna. – Przetarła ślepia. – Serio? – Spojrzała na mnie. – Ty już gotowa? Zdecydowanie, jesteś za szybka.
– Ja widzę to inaczej. – Łowczyni zmarszczyła czoło, udając, że nie wie o co mi chodzi.
– Bez przesady! Nie czekaj na mnie, przyjdę jak się ogarnę.
– Mam cię na oku. – Powędrowałam palcami od swoich oczu, w jej stronę i chwyciłam za klamkę.
Już w korytarzu słychać było odległe poruszenie i dyskutujące ze sobą głosy. Ze względu, że tutejsza kwatera łowców miała podobny rozkład do tej w Los Angeles, nie miałam większego problemu, żeby dotrzeć do głównego holu. Gdy tam się znalazłam, zobaczyłam niewielki tłum, który skupiał się w jednym miejscu. Nie do końca wiedziałam co jest powodem tego zamieszania. Nie zastanawiając się zbyt długo postanowiłam przepchać się na sam początek, nie było to łatwe, ponieważ każdemu zależało by zobaczyć co dzieje się w epicentrum. Po kilku uderzeniach łokciem, licznych kąśliwych uwagach i groźnych spojrzeniach udało mi się wcisnąć do pierwszego rzędu.
Pośrodku stał niewielki stolik, na którym rozłożono przeróżne plany i mapy miasta, najprawdopodobniej Nowego Jorku. Lecz poza tym nie było niczego ani nikogo więcej. Nie do końca wiedziałam o co może chodzić. Wszyscy zebrani tutaj wydawali się równie zdezorientowani jak ja. Nagle wszelkie rozmowy zupełnie ucichły. Do pomieszczenia weszła starsza łowczyni, dowódczyni naszego oddziału – Kath Blanco. Zanim się odezwała dogłębnie przyjrzała się tłumowi, tak jakby sprawdzała kto jest a kto nie. Uśmiechnęła się lekko, dając do zrozumienia, że nic jej nie zaskoczyło.
– Niektórzy są przewidywali, aż do bólu – rzuciła na wstępie, przygaszonym głosem. – Zapewne większość z was domyśliła się, że plany uległy zmianie i spotkanie odbędzie się dzisiaj. Mianowicie… – zerkneła na zegarek na nadgarstku. – Za trzy godziny.
Ludzie wymieniili się zdziwionymi spojrzeniami, do tego nie kryli swojego oburzenia w gwarze rozmów, który mimowolnie pochłonął tłum.
– Cisza! – krzyknęła kobieta, uderzając dłonią o stół.
– Dlaczego nikt nas wcześniej nie uprzedził? – zapytał ktoś z tyłu.
– Przecież rozmawiamy, trzy godziny wcześniej to za mało? – Podniosła brwi, oczekując odpowiedzi. – Mówiąc szczerze, im mniej wiecie tym lepiej, nigdy nie wiadomo kogo możemy tu mieć – dopowiedziała cicho ostatnie słowa. –  Rozumiem, że mogę przejść do konkretów…
Niespodziewanie po sali poniosło się echo kroków, a właściwie szurania nogami. Wszyscy obejrzeli się do tyłu. Okazało się, że była to tylko Cass, nie wyglądała zbyt dobrze. Miała roztrzepane włosy i niechlujnie założone ubrania, co jeszcze bardziej wzbudzało zainteresowanie.
– Brittany, spóźniona jak zawsze – odezwała się Kath i popatrzyła na dziewczynę niemal z piorunami w oczach.
– Jak zawsze? Pff… – Wzruszyła ramionami. – Może raz albo dwa.
– Wracając do tematu – mówiła dalej, pomijając uwagi różowowłosej. – Każdy z was ma swoje zadanie, począwszy od ochraniania trasy przejazdu, przez samo spotkanie, aż po drogę powrotną. Podejdźcie bliżej, na mapach. – Wskazała na stół. – Są rozmieszczone punkty strategiczne, do których jesteście przydzieleni. Eve – powiedziała do brunetki obok mnie – odpowiadasz…
– Ej, Glor. – Ktoś pociągnął mnie do tyłu, gdy się odwróciłam zobaczyłam, że to Jake i Cassie. – O co chodzi? – zapytała dziewczyna. – A Collins spojrzał na mnie błagalnie.
– Ty też? – Nie ukrywałam swojego zaskoczenia. 
– No co? Ciężka noc. – Chłopak udał oburzenie. – Poza tym nie każdy jest takim atencjuszem jak Brit. – Szturchnął ją w bok, ta popatrzyła na niego wzrokiem bazyliszka.
– Zmiana planów. Dziś odbywa się spotkanie – poinformowałam ich.
– Cooo? Jak mam to przeżyć po dwóch godzinach snu – rzuciła załamana C.
– Drake i Brittany, wy zajmiecie się trasą przejazdu. – Usłyszeliśmy głos Blanco, która zwracała się już bezpośrednio do nas i stojącej nieopodal Olive. – Będziecie jechać w samochodzie zwiadowczym, który sprawdzi trasę, reszty dowiecie się tuż przed wyjazdem. Collins i Pryce. – Stuknęła palcem w punkt na mapie. – Wy będziecie na budynku naprzeciw Empire, macie monitorować sytuację wokół i ochraniać snajperów. Zrozumiano?
– Tak jest. – Jake zasalutował żartobliwe.
– W porządku. – Popatrzyła na nas, a jej wzrok zatrzymał się na Cass. Wtedy kobieta zrobiła zdegustowaną minę, omiatając różowowłosą począwszy od niezasznurowanych trampek, przez wkasaną do połowy bluzkę, aż po niechlujnie uczesane włosy. – Ludzie, ogarnijcie się, za dwie godziny wyruszamy.
Wraz z łowcą spojrzeliśmy z politowaniem na naszą koleżankę, czego ta nie pozostawiła obojętnie.
– Ej, nie jest, aż tak źle. Chyba.
– Wcale…


︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻

  Rozdział wyjątkowo w dwóch częściach, żeby Was nie zanudzić. Czekam na Wasze opinie
i życzę dobrego tygodnia!

xo



1 komentarz:

  1. Super rozdział, jak zwykle zresztą :D Postać królowej wampirów bardzo mnie zaintrygowała i czekam na więcej rozdziałów z nią w roli głównej :D

    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń

Właśnie TWÓJ komentarz motywuje i inspiruje mnie do dalszego tworzenia! Proszę, zatem o kilka słów, to nic nie kosztuje, naprawdę. To jak, dasz się skusić?