Ciemnowłosy mężczyzna
piął się po marmurowych schodach, które były omiatane długim czarnym płaszczem
owego przybysza. Kiedy dotarł pod drzwi, pchnął je tak, że z hukiem otworzyły
się obydwie połówki. Pokój, do którego wszedł, był pogrążony w chaosie zabawy i
rozpusty. Wszędzie panoszyły się nieznane mu wampiry. Bezceremonialnie raczyły
się jego drogimi, niepospolitymi trunkami. Wypijały krew ze swoich ofiar,
którymi nierzadko byli szaleńcy zarabiający w ten sposób na życie lub
młode dziewczyny upolowane na ulicy. Szatyn wodził wzrokiem od kąta do kąta, poszukując
konkretnej osoby. Gdy jej nie znalazł, podszedł do chwiejącego się od nadmiaru
alkoholu chłopaka, który próbował tańczyć w jazgocie muzyki, i ujął go za
kołnierz. Wtedy uświadomił sobie, że zna tego młodzieńca.
– Rodrigez, gdzie jest
Blake?! – wycharczał zniecierpliwionym głosem.
– K-kto?
– Blake Hunter! – Mężczyzna potrząsnął Latynosem tak, że dotarło do niego z kim rozmawia.
– Dwi… – powiedział niesłyszalnie
Julio i przełknął głośno ślinę – jest ta-tam, panie. – Wskazał na barek przy
oknie.
– Czyżby? – Rozejrzał się,
aby znaleźć potwierdzenie słów swojego rozmówcy, gdy dostrzegł sylwetkę bratanka, ponownie zwrócił się do Rodrigeza. – Niech te plugawe wampiry zejdą mi z oczu, inaczej rozerwę je na strzępy! – Rzucił chłopaka pod drzwi.
Dwight poprawił swoje
ubranie, by chwilę później przysiąść się do krewniaka, z którym został sam na sam.
– Jest i mój niegodziwy bratanek. – Zadrwił szatyn, po czym chwycił bez namysłu butelkę whisky, na której dnie widniały tylko nędzne resztki. – Ledwo co wróciłeś
po kilku tygodniach, a po moim domu chodzą ci zdrajcy. Dopóki nie
przejdą na naszą stronę nie chcę ich tu widzieć. – Posłał chłopakowi groźne
spojrzenie.
– Wuju, czego chcesz? – Młody Hunter westchnął głęboko, pomijając uwagę Dwight‘a.
– Cóż, o twoich wyczynach
krążą legendy wśród wszystkich wampirów, nawet ja jestem pełen podziwu… –
odchrząknął lekko – jak tak dalej pójdzie, sam będę musiał wyrwać ci serce w
obawie, że stracę posłuch – uśmiechnął się kpiąco.
– Nie masz się czego
obawiać wuju. Nie zależy mi na twoim miejscu. – Mężczyźni mierzyli się
wzrokiem.
– Każdy tak mówi i potem
każdy napada na główną kwaterę łowców i po co? Po jednego żałosnego człowieka,
jakby był tego wart. – Zmiażdżył szklankę z trunkiem, którą trzymał dotychczas
w dłoni.
– Muszą wiedzieć, że nam
nie zagrażają i kto naprawdę rządzi w tym świecie. To wszystko. – Blake zajrzał
do pustego szkła.
– A jednak nadal tego nie wiedzą. – Krwiopijca
podszedł do okna – Cały czas z nami walczą, niebawem wypowiedzą nam wojnę, będą
nas wyżynać, deptać jak robactwo! Ale ja jestem na to przygotowany.
– Co dokładnie masz na
myśli? – zapytał niepewnie młodzieniec.
– Za kilka miesięcy to my
będziemy siedzieć w Empire i nic tego nie powstrzyma. – W jego oku pojawił się
błysk szaleństwa. – A ty. – Napełnił kieliszek towarzysza i swój, po czym
podniósł go lekko w górę, jak do toastu. – Ty odegrasz w tym szczególną rolę.
***
Minął ponad miesiąc
odkąd tu jestem, a ja nadal nie wierzę w to, co się tu dzieje. Wszystko
potoczyło się tak szybko, nie wiem, czy powinnam tu być i robić rzeczy, które
niedawno nie przyszłyby mi nawet do głowy. Jednak zgodziłam się na to. Mimo
wielu wątpliwości dołączyłam do łowców wampirów. Przez ostatnie trzy tygodnie,
po tym jak Kath zobaczyła moje umiejętności walki wręcz i zaproponowała mi
zostanie z nimi, trenowałam ciężko całymi dniami. Zarówno mi, jak i dowódczyni
mojego oddziału zależało, abym była jak najlepiej przygotowana do starć z
krwiopijcami. Uczono mnie przede wszystkim posługiwania się wszelkimi
specjalnymi rodzajami broni, przeznaczonymi dla Podziemnych i w końcu dla
samych dzieci nocy. Począwszy od sztyletów, kołków, linek oraz pistoletów, aż
po łuk czy też strzałki z drewnianymi grotami. Nie ukrywam, że nie było to
łatwe zadanie, opanować w tak krótkim czasie to, czego większość łowców uczyła
się przez kilka lat, zazwyczaj od dziecka. Nie mogłam jednak odmówić sobie
jednego – tego, że życie na wyspie nauczyło mnie instynktu przetrwania za
wszelką cenę. Przetrwania, dzięki, któremu nie bez powodu się tu znalazłam.
Każdy kolejny dzień
spędzany w tym otoczeniu, utwierdzał mnie, że podjęłam słuszną decyzję. Coraz
mniej żyłam przeszłością, czułam to. Gdy zamykałam oczy nieczęsto nawiedzały
mnie wizje tamtej krwawej nocy, nie bałam się ludzi tak jak jeszcze kilka
tygodni temu, otworzyłam się na nich, wiedziałam są moimi przyjaciółmi, którzy
są gotowi się dla mnie poświęcić. Widziałam to, kiedy wyruszyłam na swoją
pierwszą misję. Odbijaliśmy z rąk radykalnych wampirów młodego chłopaka, z
którego chcieli wypompować krew by mieć własne zapasy. Przerażało mnie to, co
robili, ale jak się później okazało z opowieści innych łowców, to była zaledwie
próbka ich możliwości. Napawało mnie to niepewnością, ale obserwując zaciekłą
walkę naszych ludzi, zaczynałam rozumieć, że w tej rzeczywistości jest tylko
jedno wyjście: albo my, albo oni, a ceną, którą musimy za to płacić, jest nasze
poświęcenie. Dostrzegałam to zwłaszcza teraz. Chociaż jestem z nimi od niedawna, zauważałam też narastający niepokój. Wśród łowców pojawiały się głosy, że coś
nadchodzi, a konflikt ludzi z wampirami niebawem może się pogłębić, a nawet
przekształcić się w coś gorszego. I właśnie to cały czas nie dawało mi spokoju,
chyba jednak nigdy nie będę mieć pewności…
– O ile nie będzie
żadnych niespodzianek po drodze, to za godzinę powinniśmy być na miejscu –
usłyszałam Luke'a, który prowadził samochód.
– Glor, jak zobaczysz te
tysiące świateł, zakochasz się w tym mieście, tak jak ja – mówiła
podekscytowana Cassie.
– Nowy Jork, jasne
Brittany… Wszystko jest cudowne, zwłaszcza wampiry urządzające masakrę w środku
miasta co drugi dzień. – Olive szybko ostudziła zapał różowowłosej.
– O., właśnie za to cię
uwielbiamy – ironizował Jake – nie ma jak to twoje pozytywne nastawienie.
– Specjalnie dla was staram się jak mogę – wycedziła ostentacyjnie Drake, przewracając przy tym
oczami.
– Ehh, że też Lenny musi
jeszcze leżeć w skrzydle szpitalnym, gdyby tu był Liv nie musiałaby się z nami
męczyć. Biedactwo. – Collins dalej dopiekał przyjaciółce.
– Jedno mnie zastanawia,
przez biedactwo masz na myśli oczywiście Len‘a? – odezwała się Cass.
– Oczywiście, że Olive,
przecież ma z nami takie ciężkie życie.
***
Przybyliśmy do kwatery
nowojorskich łowców o dokładnie wyznaczonym czasie. Z szeregu samochodów,
którymi jechaliśmy wysiadło ponad trzydzieści osób. Jednak najważniejszą z nich
była kobieta wieziona pośrodku kolumny – Najstarsza, Gabrielle Drake. Była to
elegancka, około pięćdziesięcioletnia kobieta, cała w czerni, na tle której
wyróżniały się jej platynowe włosy do ramion. Miała delikatne rysy twarzy,
zdobioną jednocześnie przez nutę tajemniczości i chłodu, zupełnie nie do
odgadnięcia było to, co kryje się za wielkimi czarnymi okularami. Kiedy tylko
zgasły światła pojazdów, zarówno przywódczyni, jak i inni łowcy zginęli w głębinach
mroku, w których skrywały się dolne partie budynku. Wśród idących dawało się
wyczuć przejęcie odpowiedzialnością, która będzie na nich spoczywać w czasie
jutrzejszej nocy, kiedy odbędzie się tajne spotkanie Najstarszej z wampirzą
królową. Lecz na same rozmowy mogli iść tylko najbardziej doświadczeni i
zaufani łowcy, którzy mają za zadanie jak najlepiej chronić Gabrielle.
Zostaliśmy zaprowadzeni
do pokojów, które, podobnie jak w Los Angeles, znajdowały się w jednym
skrzydle, ale tutaj wszystko wydawało się większe i jeszcze bardziej rozległe
niż w naszej kwaterze.
Gdy wraz Cassie weszłyśmy
do pomieszczenia, zaledwie po chwili ktoś zapukał do drzwi, jak się okazało nie
był to nikt inny jak Jake.
– Och, znowu ty Collins?
Nie przyszło ci do głowy, że po kilkunastu godzinach w jednym samochodzie
chciałybyśmy od ciebie odpocząć? – zapytała znudzona Cassie i spojrzała na
mnie, szukając potwierdzenia.
– Nie zaprzeczę –
rzuciłam od niechcenia.
– Jak się dowiecie po co
przyszedłem, to na pewno zmienicie zdanie. – Chłopak puścił oko.
– Nie no, ty chyba masz
satysfakcję z zadręczania ludzi – powiedziała pod nosem nastolatka – dobra,
tylko się streszczaj, minuta dziesięć i cię tu nie ma.
– Mam takie dobre
zamiary, a ty się tak zachowujesz, nie możesz tak jak Goria…
– Do sedna Jake. Do
sedna! – krzyknęłam nieco poirytowana.
– Dobra, już! Kobiety… –
westchnął – moja propozycja jest nie do odrzucenia. Kilka dni temu brałaś
udział w pierwszej misji – zwrócił się do mnie – że tak powiem przeszłaś z
powodzeniem swój chrzest bojowy, czy nie sądzicie, że musimy to jakoś uczcić,
na przykład skromnym wyjściem do klubu?
– Trzeba było tak od razu
Jake. – Brittany bez wahania chwyciła swój plecak i zaczęła wyjmować z niego
ubrania.
– Neon‘s?
– Neon‘s Blood.
– Ustalone.
***
Po piętnastu minutach
spotkaliśmy się w obszernym garażu, gdzie stały nasze samochody. Ku mojemu
zdziwieniu wraz z Jake’em przyszła Olive. Nie sądziłam, że gdzieś z nami
wyjdzie, tym bardziej po wcześniejszej kłótni. Ale jak widać nie jest to nic
nie nadzwyczajnego, okazuje się, że nie tylko Brittany i Collins mają krótką
pamięć.
– Dla pełnej jasności, nie idę tam ze względu na
WAS, chcę tylko zobaczyć Jamesa, bo mam z nim coś do załatwienia – oznajmiła na samym wstępie Liv. A jednak się
myliłam, nikt o niczym nie zapomniał.
– Czy w ogóle powinniśmy
tam iść przed jutrzejszą nocą? – zagaiłam.
– TAK! – krzyknęła,
zaskakująco zgodnie cała trójka kiedy wsiadaliśmy do auta.
– Szczerze, może coś w
tym jest – zaczął Jake – ale w sumie to nie my bierzemy udział w
spotkaniu, obstawiamy jedynie Empire. Wszyscy dowódcy są na jakiejś naradzie, a
my mamy wolne, więc co komu szkodzi – skwitował.
– Właśnie o to mi chodzi,
czy oni nie mają nic przeciwko? – pytałam dalej.
– Nie mogą mieć, przecież
o tym nie wiedzą. – Chłopak uśmiechnął się cwaniacko i dodał gazu.
Niedługo później
zajechaliśmy na rozświetloną ulicę, pełną ludzi i pojazdów. Zaparkowaliśmy, na
pierwszym lepszym miejscu, które jakimś cudem udało nam się wyhaczyć. Zewsząd
oblegały nas tłumy, a do samego klubu ustawiała się niekończąca kolejka. Kiedy
kierowałam się w jej stronę, Cassie pociągnęła mnie w boczną uliczkę.
– Gloria, chodź! – Zobaczyłam, że przy wyjściu ewakuacyjnym czeka na nas jakiś chłopak.
– Witam w moim
królestwie! – zawołał, wymieniając uściski z moimi towarzyszami, gdy
wchodziliśmy do środka. – Ciebie jeszcze tu nie widziałem. – Jego wzrok
zatrzymał się na mnie.
– To jest Gloria –
odpowiedział za mnie Collins – jej historia jest lepsza niż niektóre akcje twojego klubu.
– Niemożliwe. – Pokręcił
głową i się zaśmiał.
– Chwila. – Przystałam na
moment. – Dobrze zrozumiałam, to twój klub? Przecież jesteś taki…
– Młody – przerwał mi
Walsh – ma się ten urok i głowę do interesów.
– Jasne – prychnęłała Olive – nie jest to na pewno
ani jedno, ani drugie .
– Może, ale co jak co,
zabawę mam we krwi. – Jimmy wziął pod ramię mnie i Cassie. – Drogie panie.
Tak weszliśmy do ogromnej
sali, która dosłownie pękała w szwach. Wszystko było zatopione w strumieniu
czerwono-niebieskich neonów, rozświetlających otoczenie. Przechodziliśmy wśród
tłumu skaczącego w rytm muzyki, która hipnotyzowała tańczących, wciągając ich
zarazem w tajemniczy trans, grę zmysłów.
Sweet dreams, are made of this… Gra stworzona z mroku, krwi i nienawiści, szukającej
światła gdzieś w głębi.
Mijaliśmy krwiopijców
zanurzonych w nadgarstkach bądź szyjach swoich ofiar, które robiły to
dobrowolnie, dla pieniędzy lub irracjonalnej przyjemności. Wyglądało to tak
odmiennie od rzeczywistości, która panuje na zewnątrz. Ludzie, wampiry i łowcy w jednym
miejscu, obok siebie, bez żadnej przemocy – obraz jak z innego świata, pogrążonego w słodkich snach
demonicznego oraz szaleństwa, tak jakby wszyscy zatrzymali się
na moment.
– Ej, Chris jedna kolejka dla nas! – Jay krzyknął na cały głos by przedrzeć się przez jazgot muzyki, a
barman tylko skinął głową.
– Jak to możliwe, że
wampiry i ludzie są w jednym miejscu i wszystko jest pod kontrolą? – zapytałam
właściciela, kiedy usiedliśmy przy wielkim barze pośrodku sali.
– Cóż, rozlew krwi nie
bardzo sprzyja interesom – odpowiedział dość enigmatycznie – poza tym, to chyba
jedyne takie miejsce, jest tu każdy. – Wskazał na grupę wampirów na antresoli,
wśród nich stał Blake Hunter, którego widziałam podczas swojej pierwszej misji.
– Radykałowie, pacyfiści. – Pokazał na inne wampiry. – I przede wszystkim ludzie.
A teraz muszę cię zostawić, bo mam coś do załatwienia. Chłopak podszedł do
Cass, a potem obydwoje zniknęli w tłumnie.
Patrzyłam na tańczące
osoby, kiedy mój wzrok natrafił na młodego Huntera. Tym razem stał w
towarzystwie starszej od niego kobiety. Wyglądała niezwykle wytwornie i jednocześnie nieco
wulgarni. Miała długie czarne włosy, zaczesane do tyłu. Te przysłaniały jej
głęboki dekolt, zdobiony przez okazałą brylantową kolię. Ciemny makijaż
wyostrzał jej twarz tak bardzo, że wyglądała niczym matka demonów. Właśnie
przekazywała krwiopijcy jakąś kopertę, widać, że zależało im, żeby nikt tego
nie odkrył. Owa femme fatale szepnęła mu coś na ucho, a potem obydwoje zaczęli
się śmiać. Zastanawiało mnie kim ona jest i co znajduje się w kopercie.
– Kim jest ta kobieta
obok Blake’a? – zagadnęłam, siedzącego nieopodal Jake’a.
– Ona? To Valentina Rossi, wampirza arystokratka. Pewnie znowu załatwia jakieś ciemne sprawki – oznajmił
szybko. Gdy znowu tam spojrzałam, zobaczyłam, że teraz żywo dyskutowali z innymi krwiopijcami, zapewne już nie o tym co wcześniej.
– Przyznam –
kontynuował łowca – że jestem tu nie pierwszy raz, a nadal to robi na mnie
wrażenie.
– To prawda, trudno uwierzyć, że jest tu takie miejsce – powiedziałam nieco
roztargniona – dziwne, że wampiry na to przystały.
– Kiedy zaprzeda się tym
diabłom swoją duszę, to są gotowe negocjować z każdym. – Olive włączyła się do
naszej dyskusji. – Brat Jamesa jest wampirzym najemnikiem, odwala dla nich
czarną robotę, dlatego Walshowie wykupili kilka klubów i zbijają na nich
majątek, a wampiry mają miejscówkę do załatwiania swoich interesów, każdy coś z
tego ma. Cała tajemnica.
– Dlaczego mnie to nie dziwi
– rzuciłam z nutą rozczarowania.
– W naszym świecie nie ma
nic za darmo, a Jay i Sebastian, to cwani goście, zawsze są tam,
gdzie mogą coś zyskać, więc lepiej na nich uważaj, taka moja nieprzyjacielska
rada – dodała Drake.
– Dzięki – wymamrotałam
zaskoczona, tą uwagą.
– Jeszcze jedna minuta
słuchania tej pseudomuzyki, a moje uszy zaczną krwawić. – Liv wstała
z miejsca. – Idę się przewietrzyć, bo inaczej głowa mi eksploduje, zostajecie? –
wyczekiwała odpowiedzi, ale my tylko pokręciliśmy przecząco.
– Czyli Olive ma
człowiecze odruchy – zażartowałam po jej odejściu.
– Mówiłem, nie jest, aż
taka zła. Jednak w przeciwieństwie do niej nie pogardzę dobrą zabawą. – Wyciągnął do mnie dłoń. – Chodź, musimy razem zatańczyć.
Odchodząc od baru,
rzuciłam ostatnie spojrzenie na antresolę. Nie było tam ani Huntera, ani
czarnowłosej wampirzycy. Tak więc, zostało mi tylko jedno, tak jak reszta,
wejść w trans szaleństwa, poza tym kto wie kiedy nadarzy się następna okazja. Mała impreza nikomu nie zaszkodzi.
***
Wyszłam przed klub, żeby
zapalić. Tutaj wszystko, wydawało się spokojniejsze, ludzie, którzy tłoczyli
się tu wcześniej, teraz bawili się w środku. Poza mną było kilka osób, które
również delektowały się tytoniowym dymem. Kiedy tylko do moich płuc dotarł ten
orzeźwiający, dla mnie, zapach, wiedziałam już, że właśnie tego potrzebowałam,
to było jak drugi oddech. Ponownie zaciągnęłam się papierosem i zrobiłam kilka
kroków do przodu, tak że nie stałam we wnęce budynku. Wydawało mi się, że
nic nie może zepsuć tej chwili. Ciemna noc, boski posmak mentolu w ustach i
żadnych ludzi wokół, którzy toczą bezsensowne rozmowy. Okazuje się, że
wystarczyły dwa krzyżujące się ze sobą spojrzenia, by to wszystko zburzyć. W
tym mieście, właśnie o tej godzinie i w tym miejscu musiałam trafić na
najbardziej znienawidzonego człowieka na świecie – dokładnie Blake’a Huntera,
żegnającego się z wampirzą arystokratką. Gdy odjechała swoim drogim autem,
chłopak nie odpuścił i od razu skierował się ku mnie, szykując na pewno
złośliwy komentarz pod moim adresem.
– No proszę, co za spotkanie. – Oparł się o
ścianę i wsadził ręce do kieszeni. – Twój chłoptaś jeszcze żyje czy już nie. Bo
wiesz, zastanawiam się czy będę mieć okazję mu się odwdzięczyć. – Potarł dłonią
o bark, jakby go bolał.
– Lenny ma się lepiej,
niż sobie wyobrażasz, ale za to ty wyglądasz beznadziejnie, czyżby jakieś problemy
po naszym ostatnim spotkaniu? – uśmiechnęłam się kpiąco, a wampir odpowiedział
śmiechem.
– Eh, całe szczęście, że
jesteśmy tu, gdzie jesteśmy i mam dobry humor, którego nawet ty mi nie zepsujesz,
inaczej nie byłbym taki miły.
– Kto by pomyślał, że ta
wywłoka tak na ciebie wpłynie. – Rzuciłam niedopałek na chodnik. – Chociaż,
świetnie do siebie pasujecie, upadła, wulgarna arystokratka i młody wampir
oszalały z rozpaczy po rodzicach, brzmi epicko. – Uniosłam lekko brwi.
– Bardzo. – Hunter
podszedł do mnie bliżej i mogłabym przysiąc, że przez moment widziałam u niego
zaszklone oczy na wspomnienie o bliskich, ale było to chyba wyłącznie
złudzenie, ponieważ za chwilę jego twarz niemal kipiała ze złości. – Jeszcze
bardziej epicko będzie jak dołączy do nich twoja rodzina.
– Jakby twój opętany wuj
mało nam odebrał – prychnęłam.
– Tak, twój ojciec to
dopiero początek. – Krwiopijca przybliżył się tak, że zaczęłam cofać się do
ściany, trafiłam na nią, lecz jemu to nie przeszkadzało, był tak blisko, że
czułam jego oddech na swojej szyi. – Najpierw zabiję twoich przyjaciół, potem
twojego brata, a na końcu twoją matkę – wyszeptał zimnym, wypartym z emocji
głosem – a ty, zostaniesz sama i już nikt ci nie pomoże, to będzie twój koniec. Pamiętaj.
***
Wampir wpadł roztargniony
do domu swego wuja. Był wściekły zarówno na dziewczynę, jak i na Dwight’a,
który powierzył mu takie zadanie. Informacje, jakie dziś dostał od kochanki
starszego wampira stały się dla chłopaka zupełnie bezwartościowe i obojętne.
Kim oni wszyscy są, że tak do niego mówią, że każą mu robić takie rzeczy.
Postrzegali go jako człowieka bez uczuć, a jednak… W szale złości wszedł do pokoju
wuja, chociaż wiedział, że jest on zapewne ze swoją kolejną kochanicą. Tak też
było, zastał ich, kiedy raczyli się krwią jakiejś dziewczyny, byli pogrążeni w
swoistej rozkoszy mroku.
– Nie zrobię tego –
wykrzyczał Blake – nie wykonam twojego zadania.
Zaskoczony mężczyzna
okrył się szybko szlafrokiem i zaprowadził krewniaka do przestronnego salonu.
Obydwaj drżeli ze zdenerwowania.
– Jakie zadanie, do
diabła?! Czego chcesz? – Dwight przyparł chłopaka do ram komina.
– Nie będę ich szpiegować! Ani tej dziewczyny, ani jej matki.
– Żałosne, wychowywałem
cię po śmierci mojego brata i szwagierki, a ty…
– Odepchnął Blake’a, aż pod okno.
– Nienawidzę jej, jedyne
co do niej czuję to odraza. Nie mogę na nią patrzeć za to, co zrobił jej ojciec.
– I właśnie dlatego
powinieneś ich zniszczyć! – Podniósł wampira z podłogi, łapiąc go za
kołnierz. – Albo to zrobisz, albo sam cię wykończę. Empire musi być nasze –
wyszeptał z obłędem godnym szaleńca.
– Dlaczego? – Młodzieniec
zapytał ze łzami.
– Dla władzy i tylko
władzy, nic więcej się nie liczy – powiedział, patrząc bratankowi prosto w oczy. Po tym popchnął go z całej siły w stronę wielkiego okna, które rozprysło się na tysiące małych odłamków. Te połyskiwały tylko w krwawej
poświacie najczystszego zła, jakie owładnęło mroczne dusze, niemal wszystkich
dzieci nocy.
︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻
Drodzy czytelnicy proszę Was o komentarz, krótki, długi, z pochwałą czy krytyką - jakikolwiek!
Przede wszystkim chcę Wam życzyć wszystkiego dobrego na rok 2019, w życiu, pracy czy szkole, kimkolwiek i gdziekolwiek jesteście! Happy New Year!
Dużo uśmiechu, a na dobry początek ten klip -->
xo, Ridiculous
Ah, uwielbiam tę piosenkę. Chociaż już dawno po nowym roku, życzę dużo radości z pisania i oczywiście weny twórczej. Powodzenia!
OdpowiedzUsuń____
https://untilthedawn.blogspot.com
Nareszcie znów tu jestem :)
OdpowiedzUsuńPoczątek świetny. Fajnie, że zaczynamy dostrzegać, że nie tylko u łowców jest jakaś hierarchia, ale u wampirów też.
Miło, że Gloria powoli zaczyna odnajdywać się w nowym miejscu.
No i fajnie, że wampiry też mają jakieś ludzkie odruchy.
Rozdział jak zwykle super :)
Pozdrawiam i do zobaczenia niebawem!