–
Proszę, proszę, świeże mięso na naszym terenie...
Włosy na karku Cassie zjeżyły się
jakby usłyszała samego diabła. Brakowało jej tchu po niedawnym przepłynięciu
kilkuset metrów. Mimo to wiedziała, że nie może tak po prostu oddać wampirom
uratowanej dziewczyny, chociaż tak stanowiło prawo. Musiała stanąć w jej
obronie, przecież po to jest łowczynią – aby walczyć z krwiożerczymi potworami.
Różowowłosa energicznie podniosła się z piasku, nie dając po sobie poznać
zmęczenia, by przeciwnicy nie wyczuli jej słabości. Omiotła wzrokiem
kilkuosobową grupkę, ujrzała znajome twarze, wiedziała już, że to nie będą
łatwe negocjacje.
– Nie tak szybko chłopcy, może
najpierw porozmawiacie ze mną, zanim zrobicie coś czego możecie żałować? –
rozpoczęła pewnym siebie głosem.
– Cóż... Chcesz rozmawiać – rzucił z
lekceważeniem wampir stojący na samym przedzie. – Obawiam się, że nie mamy o
czym, przynajmniej w tej kwestii, łowczynio – przeciągnął ostatnie słowo.
– Julio, na twoim miejscu bym się
zastanowiła, inaczej te kołki. – Odsłoniła drewniane owale, chowane dotychczas
pod kurtką. – Znajdą się gdzie indziej – uśmiechnęła się złośliwie.
– Ach, tak? – Chłopak zawiesił się
na chwilę, jakby się namyślał. – Może od razu skoczmy do pobliskiego baru na
pogaduszki. – Jego towarzysze wybuchnęli śmiechem. – Tylko pozwól nam zająć się
tym człowiekiem. – Wskazał na leżącą dziewczynę. – A będę cały twój, Brittany.
– Spokojnie, kolego, nie rozpędzaj
się tak! – Wyciągnęła ręce przed siebie na znak protestu. – I naprawdę, radzę
lepiej odpuścić, nie możecie jej wziąć, nie teraz.
– Znasz zasady – wypowiedział przez
zaciśnięte zęby. Cass wiedziała, że żarty się skończyły, trzeba działać. –
Dziewczyna jest w naszej dzielnicy, każdy człowiek, który wkroczy na nasz teren
w nocy, musi oddać nam daninę.
– Ślepy jesteś?! Ona jest
nieprzytomna, nawet nie wie co się z nią dzieje, dopiero co wyciągnęłam ją z
wody! – Brittany stanęła przed nieznajomą, żeby ją ochronić. – Rodrigez, nie
masz prawa jej tknąć, spróbuj tylko podejść. – Nastolatka wyciągnęła pistolet
naładowany drewnianymi kołkami i wycelowała go w chłopaka.
– Nie mam prawa? Dziewczyno,
naprawdę masz poczucie humoru. Nie obchodzi mnie co tutaj się wydarzyło, czy
jest przytomna, żywa czy martwa. Tym lepiej, nie musimy się z nią szarpać. Nie
masz z nami szans. – Przybliżył się do Cassie. – Odsuń się!
– Nie ma takiej OPCJI. Mam
przeliterować?! – Spojrzała mu prosto w oczy, z których wręcz pryskały iskry
wściekłości i z całej siły wcisnęła spust. Z pistoletu z potężnym hukiem
wystrzeliły kolejno trzy niewielkie odłamki drewna, które mknęły niczym małe
rakiety w stronę krwiopijcy. Muskały już lewą stronę jego klatki piersiowej, kiedy
ten w ostatniej mikrosekundzie zdążył się przed nimi uchylić. Kołeczki zamiast
w serce trafiły w ramię. Rozwścieczony potwór z nieprzeciętną szybkością
znalazł się obok niej i z nadludzkimi siłami odepchnął ją kilka metrów dalej.
Cassie, nie zastanawiając się nad niczym, otrzepała się z piasku, po czym
popędziła prosto na swojego przeciwnika. Nim zdążył dotknąć ciała nieprzytomnej
dziewczyny, rozpędzona łowczyni wybiła się w powietrze i z wyskoku posłała mu
kołek pod łopatkę. Krwiopijca zawył z bólu, upadł niczym rażony prądem, gdy
Cass patrzyła jak ostatkami sił próbował wyciągnąć drewno, niespodziewanie
dotychczas przyglądający się walce mężczyźni ruszyli na nią. W ułamku sekundy
obezwładnili i przygwoździli ją do ziemi. Wampir, który jeszcze przed chwilą
siłował się z kołkiem, teraz stał nad nią w pełni sprawny, a jego pozostali
koledzy dźwigali bezwładne ciało nieznajomej. Chłopak stojący naprzeciw, kucnął
i zdecydowanym ruchem chwycił Cassie za włosy, kierując jej twarz w swoją
stronę, po czym przemówił zawistnym tonem:
– Chciałaś pokoju, łowczynio, tutaj
nigdy go nie znajdziesz.
Po tym z całym impetem uderzył jej
głową w ziemię. Chwilę później była już wolna, gdy rozejrzała się wokół
potworów nie było, a ona sama leżała pośrodku plaży.
***
Czułam przeraźliwe zimno, które
przenikało mnie, aż do kości. Leżałam na lodowatej posadzce i nie mogłam się
ruszać, byłam związana. Otworzyłam oczy, pomieszczenie oświetlała niewielka
migająca lampa. Starałam się usiąść i oprzeć o coś, ale ślizgałam się na
mokrych płytkach. Spojrzałam w dół, wtedy zobaczyłam, że były pokryte smugami
ciemnej krwi. Przestraszona poszukiwałam, jakichkolwiek oznak zranienia na
swoim ciele, próbując oddalić się od czerwonej mazi. Ostrożnie odpychałam się
do tyłu. Nagle natrafiłam na opór, delikatnie przekręciłam głowę w bok, by
zobaczyć swoją przeszkodę. Wzdrygnęłam się z przerażenia i wydałam zduszony
okrzyk. Na podłodze leżały dwa zakrwawione ciała. Jedno z nich miało głębokie
nacięcia na nadgarstkach oraz szyi. Robiło mi się słabo, gdy na to patrzyłam,
na dodatek sam zapach krwi przyprawiał mnie o mdłości. Szybko odwróciłam wzrok
i skierowałam się do drzwi, jak najdalej od tej dwójki. Oparłam się o drewno,
po czym opuściłam powieki, nie mogąc znieść już dłużej tego widoku. Ta sytuacja
przypomniała mi o niedawnych wydarzeniach, o przeszłości, od której uciekałam i
pragnęłam zapomnieć, sprawiła, że jeszcze niezabliźnione rany zaczęły otwierać
się na nowo. Do moich myśli ponownie wracały obrazy tej jednej nocy, która
zmieniła moje życie. Tak bardzo pragnęłam się od nich uwolnić.
Uchyliłam oczy, by wypuścić z nich
gorzkie łzy, wtedy też usłyszałam jakiś dźwięk za drzwiami, docisnęłam do nich
swoje ucho, aby lepiej słyszeć co dzieje się w drugim pokoju.
– Rodrigez gdzie byłeś?! – zapytał
ktoś zachrypniętym głosem.
– Ktoś musiał uzupełnić zapasy. Co
prawda było trochę zabawy z ludźmi Blanko, ale to tak rutynowo.
– Świeżej krwi nigdy za wiele, ale
jak przypuszczam, zamierzają tu wpaść. A to nie najlepszy czas.
– Czas nie czas, muszą wiedzieć kto dyktuje
tu zasady – odpowiedział z wyższością drugi.
– Bez wątpienia – westchnął głęboko
– zwłaszcza, gdy przybędzie Blake.
– Blake? Nie miał być w Nowym Jorku?
– Zmiana planów, sam Dwight go
przysłał.
– Znowu wszyscy łowcy się na nas
rzucą, gdy on tu będzie. – W głosie chłopaka słychać było niepokój. – Nie
będzie z tego nic dobrego.
Gdzie ja do cholery jestem? Trafiłam
do jakiejś bandy psychopatycznych morderców czy co... Kim oni wszyscy są, ci
mężczyźni za drzwiami? Czyżby to oni mnie uratowali, a teraz próbowali
wykończyć tak samo jak tych ludzi, którzy leżą tu martwi? I w końcu kim jest
ten cały Dwight i Blake? Oni tym wszystkim kierują? W mojej głowie piętrzyły
się kolejne pytania, nie wiedziałam, gdzie jestem i co mam robić. Jedno było
pewne, że trafiłam w naprawdę złe miejsce i na złych ludzi. Ledwo uciekłam z
jednego piekła, a teraz siedziałam w następnym. Co gorsza stąd nie było
wyjścia.
Moją uwagę ponownie skupiły głosy,
jednak tym razem było ich więcej.
– Słyszałam, że mamy nową zdobycz. –
Między rozmowy mężczyzn wtrącił się szorstki i lodowaty ton kobiety, był tak
nieprzyjemny, że aż przeszły mnie ciarki. – Co to za jedna? Mam nadzieję, że w
końcu jakaś soczysta łowczyni? Muszę ją zobaczyć. – O podłogę zaczęły stukać
ciężkie obcasy, przybliżające się z każdym krokiem do drzwi, za którymi właśnie
się znajdowałam. Dudnienie butów ucichło, a w ich miejscu zaczęły wybrzmiewać
dźwięczne mechanizmy naciskanej klamki. Zamarłam.
– Santori, czekaj! – W ostatniej
chwili wybrzmiał ostry głos, który powstrzymał otwarcie drewnianej płyty. – To
żaden łowca, ale i tak szykuje się jatka.
– Nie łowczyni – prychnęła – w takim
razie nie muszę oglądać tych pospolitości – wymruczała pod nosem. – Więc
spodziewamy się naszych przyjaciół. – Ostatnie słowo wręcz wysyczała, po czym
dopowiedziała szybko, odchodząc od drzwi. – Więc znowu się z nimi zabawimy.
– Z Blakie’m nie będzie czego po
nich zbierać.
– Kolejna piękna masakra –
wycharczał jeszcze jeden niewidzialny głos.
– Nie ma jak dobra jatka i świeża
krew młodego łowcy – kobieta zaśmiała się wulgarnie.
Moje serce prawie wyskoczyło z
piersi, z nerwów zaczynało brakować mi tlenu. „Zdobycz" to jedno słowo
szczególnie utkwiło w moich myślach. Jak mogli mnie tak nazwać, jestem
człowiekiem nie jakąś „zdobyczą" porzuconą na pastwę losu. Co to wszystko
miało znaczyć? Czy to dzieje się naprawdę, czy jednak to wytwór mojego
niedotlenionego mózgu. To nie może być prawda.
Słyszałam coraz wyraźniejsze kroki
nadchodzących osób, wtedy już wiedziałam – idą po mnie, a ja nie mogę nic zrobić.
Przerażona patrzyłam jak trzeszczące zamki ustępują i ciężkie, skrzypiące drzwi
uchylają się powoli. Pierwsze co zobaczyłam to zawistne twarze oraz oczy ludzi
przepełnionych żądzą mordu. Boże... Gdzie ja jestem?
– Zabawę czas zacząć. – Tuż nade mną
stał czarnowłosy chłopak z ostrymi rysami, które tylko podkreślały malujący się
w jego źrenicach obłęd, godny prawdziwego szaleńca.
W moje uszy wpadały odgłosy
przypominające syczenie, obejrzałam się na ludzi znajdujących się w spowitym w
mroku pomieszczeniu. Było ich więcej niż przypuszczałam, na oko z kilkanaście
osób. Niektórzy siedzieli przy podłużnym spróchniałym stole, inni stali w
małych grupkach przy metalowym blacie, ale wszyscy tak samo zawzięcie
wpatrywali się we mnie. Obnażali przy tym swoje przednie zęby, z których po
bokach wystawały smukłe, szpiczaste kły. W oczach pojawiły mi się łzy, a w nich
stopniowo topiły się moje ślepia. Opuściłam głowę, jakbym kajała się przed
nimi, ale po prostu dla mnie to było za wiele. Bezradna przyglądałam się jak na
podarte granatowe dżinsy zabrudzone krwią, raz za razem spływały małe
przejrzyste kryształki, niknące zaraz w materiale. To potwory i to dzieje się
naprawdę. A to mój koniec.
Chłopak, który stał naprzeciwko,
teraz wyciągnął nóż i przeciął sznurki oplatające moje nogi oraz ręce. Po tym
podał mi dłoń i pomógł się podnieć z chłodnych płytek. Byłam pewna, że za
chwilę przyniosą jakieś ostre narzędzia, zaczną mnie okaleczać, tak jak tamtych
ludzi, ale nic takiego się nie wydarzyło. Stałam unieruchomiona, sparaliżowana
strachem, a wszyscy przyglądali mi się jakby podziwiali upolowane przez
myśliwych trofeum, wtedy też zdałam sobie sprawę, co mieli na myśli
przyrównując mnie do zdobyczy. Nagle coś poczułam, jednak nie był to ból
fizyczny, raczej psychiczny. Miałam wrażenie, że ktoś przedziera się do moich
myśli, tak jak by chciał wyrządzić w nich szkody. Wówczas usłyszałam
niewyraźny, przedostający się przez nie głos, jednak nie należał on do mnie,
mówił spokojnym i tajemniczym tonem „zamknij oczy, a to co zaraz się stanie, to
tylko sen". W tym samym momencie spostrzegłam, że mężczyzna, który mnie
uwolnił, patrzy mi głęboko w oczy z hipnotyzującym spojrzeniem. Jednocześnie
czułam, jak coś przekuwa skórę na moim nadgarstku. Na początku były to
przyjemne cieniutkie igiełki, które potem przekształciły się w grube szpile,
gwałtownie rozrywające delikatne tkanki. Jednak nim zdążyłam odwrócić wzrok,
moje powieki niespodziewanie szybko opadły, a ja sama stałam się leniwie senna,
wręcz dziwnie wyciszona, tak jakbym za moment miała pogrążyć się w długim,
niespokojnym śnie. Lecz mimo potwornego bólu coś nakazywało zachować mi spokój,
dzięki czemu doznawałam nieopisanej lekkości, miałam wrażenie, że wszystko ze
mnie uchodzi. A ja odpływam w jakiś nieznany i nieodkryty daleki świat, już
kroczyłam pośród błękitnobiałych fal, kiedy naraz usłyszałam donośny trzask
tłuczonego szkła i dźwięk rozlegającej się paniki.
Obudziłam się i zobaczyłam, że
między odłamkami w oknach, przemykają jakieś nieznajome postaci, zupełnie inne
od tych w pomieszczeniu. Ubrane w podobne, ciemne stroje i przepasane różnego
rodzaju bronią. Byłam przekonana, że to kolejna część snu, dopóki nie
spojrzałam na szatyna, który właśnie leżał na podłodze, sprawiał wrażenie nieżywego,
zaś jego głowę okalała krwawa aureola. Rozglądałam się po obszernym pokoju,
ludzie biegali w rozproszeniu, jedni gdzieś uciekali, drudzy znikali w
niezauważalnych kryjówkach, tak jak by chowali się przed wdzierającym się
zewsząd światłem, a trzeci zaciekle bili się z nieproszonymi gośćmi. Próbowałam
ugrać coś dla siebie w tym gwarze, chciałam czmychnąć niezauważona. Przemykałam
jak niewidzialna, między kolejnymi osobami pogrążonymi w walce na śmierć i
życie, dopóki drogi nie zastąpiła mi wysoka brunetka z groźną miną.
– A dokąd to dziewczynko? Chyba nie
sądziłaś, że uda ci się uciec. – Kobieta przybliżyła się i nachyliła do mojego
ucha, po czym wyszeptała wypartym z emocji głosem. – Zapamiętaj, jesteś tylko
pożywieniem, a pożywienie nie ucieka, czeka, aż zostanie spożyte. – Na dźwięk
tych słów i głosu zatrzęsłam się ze strachu, próbowałam wyminąć moją
przeszkodę, ale ta z niesamowitą szybkością złapała mnie za ramię i ze stalowym
uchwytem przyciągnęła do siebie. Zacmokała głośno, będąc wyraźnie zniesmaczona
moim zachowaniem.
– Nieładnie, nieładnie – upominała
mnie z nutą sarkazmu w głosie. – Chciałam dać ci jeszcze kilka minut, ale jak
widać muszę już zrobić swoje. Ujęła mnie za włosy i przysunęła się do mojej
szyi, a po tym pokazała kły, które już za moment nieprzyjemnie drapały moją
skórę. Wtedy znienacka pojawiła się drobna, różowowłosa dziewczyna z zaciętym
wyrazem na twarzy, nie wyglądała na więcej niż osiemnaście lat.
– Tylko spróbuj, wampirzyco! –
Raptownie rzuciła się na kobietę, wbijając jej łokieć między łopatki, a
następnie podduszając, dzięki czemu sprawnie odciągnęła ją ode mnie. Na końcu,
zaś podcięła chwiejącą się oprawczynię, a wówczas ta z niemałym hukiem runęła
na podłogę. Mogłoby się wydawać, że już po wszystkim, ale to był dopiero początek.
Brunetka już po chwili przypierała nastolatkę do pobliskiej ściany,
przyciskając jej szyję swoim łokciem. Chciałam jej pomóc tak jak ona mi, ale
nie do końca wiedziałam co robić. Moja obrończyni była wręcz purpurowa,
musiałam działać. Spostrzegłam odłamki szkła pod parapetem, podbiegłam tam i
chwyciłam jeden z nich, po czym bez wahania wbiłam go w muskularne ramię
kobiety. Jednak ona nawet nie drgnęła, wyglądała tak jakby tego nie poczuła.
Odwróciła się w moją stronę i popatrzyła mi prosto w oczy.
– Chyba sobie kpisz. – W
międzyczasie bez najmniejszej oznaki bólu wyciągnęła zakrwawiony kawałek, a ja
nie dowierzałam własnym oczom. Co tu się do cholery wyprawia? – Nie wiesz z kim
zadzierasz. – Rzuciła mi jadowite spojrzenie i odepchnęła mnie kilka metrów
dalej. Bezradna przyglądałam się zaistniałej później scenie.
– Kto by pomyślał, że takie dziecko
może stawiać jakikolwiek opór – mówiła do dziewczyny zniecierpliwionym głosem.
– Kiedy sobie odpuścisz, łowczynio?
– Niech pomyślę... Może nigdy? –
odparowała różowowłosa z ironicznym uśmiechem na twarzy.
– Ty mała ździro – zaśmiała się
szyderczo – na twoim miejscu nie byłoby mi tak wesoło. – Docisnęła mocniej swój
łokieć, a nastolatka zaczęła łapać pojedyncze wdechy. – Ojojoj, coś nie tak?
– Skąd przyszło ci to głowy. – Nie
wiadomo, kiedy w ręce młodszej kobiety pojawił się drewniany, idealnie
wystrugany kołek, który schowała za plecami.
– Odpuść sobie dziewczynko, nie masz
ze mną szans. Muszę zająć się moją przekąską, a najlepsze na koniec, czyli mała
wredna różowowłosa łowczyni. – Ciemnooka oblizała usta, jakby szykowała się do
jedzenia.
– Nie tym razem.– Niespostrzeżenie
wyjęła zza siebie zaostrzone drewno i wbiła je w brzuch brunetki, ta zgięła się
w pół, a nastolatka dokończyła swojego dzieła, uderzając ją kolanem w twarz i
rzucając na podłogę. – Dzisiaj ci odpuszczę, ale następnym razem, wbiję ten
kołek prosto w twoje serce – wypowiedziała gniewnym tonem. Potem podeszła do
mnie, chwyciła za rękę i zwróciła się, mówiąc z szybkością karabinu maszynowego:
– Uciekaj stąd jak najszybciej, na
zewnątrz będziesz bezpieczna, zaczekaj tam na mnie. – Próbowałam jej się
wyrwać, ale ta tylko dalej mi się przyglądała. – Nie bój się, chcemy ci pomoc.
– Ale kim ty jesteś? Co tu się
dzieje? – Byłam zupełnie zdezorientowana, w jednej chwili chcą mnie zabić, a w
drugiej ratują.
– Cassie, tylko Cassie –
odpowiedziała. Patrzyła na mnie z troską jakiej dawno nikt mi nie okazywał, na
koniec dodała. – Biegnij już i... bądź ostrożna, ja muszę pomóc reszcie.
Nie wiedząc co powiedzieć skinęłam
głową, a następnie skierowałam się ku wyjściu. Szłam energicznym, pewnym siebie
krokiem, nie obawiałam się niczego, bo miałam świadomość, że ktoś może mi
pomóc, jednak mimo to ostrożnie obserwowałam sytuację wokół, aby znowu nie
zaplątać się w jakąś niepotrzebną bijatykę. Każdy był zajęty walką, pokonaniem
swojego przeciwnika. Nie rozumiałam o co chodzi w tym wszystkim. W jakim celu
to robili oraz kim dla siebie byli. Ale co do jednego nie miałam wątpliwości,
świat się zmienił i nic już nie wyglądało tak samo jak w opowieściach moich
dziadków. Odgłosy zaciętych pojedynków co chwilę przecinały gęste powietrze, a
ja mijałam kolejne pary, uchylając się przed ciosami, które wymierzali do
siebie walczący ludzie. Nie raz, także dało się usłyszeć wystrzały broni i
gniewne krzyki, będące swego rodzaju odpowiedzią na atak. Jak z procy
przelatywały obok mnie małe drewniane naboje, których jakimś cudem
niejednokrotnie udało mi się uniknąć, do teraz...
︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻︻
xo,
Ridd
Przebrnęłam przez rozdział pierwszy i drugi, więc tutaj postanowiłam zostawić komentarz. Dużo się dzieje! :D Nie sądziłam, że od samego prologu akcja będzie się tak gwałtownie rozwijać. Tyle ciekawych wątków, wydarzeń. Interesuje mnie postać Cassie. Wciąż jeszcze muszę oswoić się z pojawiającymi się bohaterami, bo jeszcze troszkę się mieszają i pojawiają nagle, a później znikają. No i ciekawe co dalej z główną bohaterką? Jak uda mi się przeczytać kolejne części, to zostawię komentarz, jeśli nie, to wrócę później, bo akurat mam sporo na głowie dzisiaj.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :> ~
Ach, zapomniałam dodać, że super ścieżka dźwiękowa do poprzedniego rozdziału. TPR górą! :>
UsuńKolejny super rozdział! :)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa, czy Gloria od razu zechce dołączyć do grona łowców. Fajnie, że Cassie po nią wróciła i jej pomogła :)
Z pewnością będę czytać dalej ;)
Pozdrawiam!
pelnia-wilczego-ksiezyca.blogspot.com